Dziękuję, kochani. Pogrzeb w piątek 15.03. To był ulubiony dzień Mamusi.
W weekend od piątku 8 marca do niedzieli 10 marca zostałem u Mamusi w domu, ponieważ noce były najgorsze - Mama nie chciała leżeć, cały czas siedziała na brzegu łózka. Wciąż wydawało jej się, że coś leży na podłodze, chciała to zbierać, mówiła pojedyncze słowa oderwane od rzeczywistości. Miała przebłyski świadomości, ale króciutkie. W sobotę ostatni raz z moją pomocą przeszła do pokoju na fotel i siedziała tam cały dzień pogrążona w półśnie. Noc był znowu niespokojna, a w niedzielę musiałem ją zanieść na fotelik. Nic już nie jadła, nie mogła też biedulka już pić. Lekarka z paliatywu (bardzo kochana osoba) przepisała plastry oraz Instanyl - środek przeciwbólowy w aerozolu. Niestety, nigdzie go nie dostaliśmy, ale znajomy kierownik apteki obiecał z rana poszukać w hurtowniach. Dzięki plastrom jednak Mama część nocy przeleżała na wysokiej poduszce. W niedzielę wieczorem wróciliśmy z żoną do domu do Chełmna.
W poniedziałek musiałem iść do pracy, na kurs angielskiego itd. Rano zadzwonił znajomy aptekarz z wiadomością, że lek jest i że będzie w aptece we wtorek rano, więc ucieszyłem się jak nie wiem co i zaplanowałem zawieźć Instanyl zaraz po odebraniu go. Wieczorem zadzwonił ponownie i powiedział, że jakimś cudem hurtownia dostarczyła go przed chwilą do apteki. Natychmiast odebraliśmy lek i popędziliśmy do Torunia do Mamusi. Leżała na boku na łóżku, bez kontaktu z otoczeniem i ciężko oddychała. Około 21:15 zamknąłem się z Mamusią w jej pokoju, wziąłem Jej ciepłe, kochające dłonie w swoje i powiedziałem jej to wszystko, czego nie zdążyłem powiedzieć, kiedy jeszcze była sprawna. Obiecałem, że zajmę się wszystkim, zaopiekuję Tatą, zapewniłem Ją że nie musi się bać o nas, bo wychowała mnie na twardego człowieka. Podziękowałem za Jej miłość, za troskę, za to że zawsze stawała za mną murem, cokolwiek bym nie zmalował. Ciocie powątpiewały, kiedy im wcześniej mówiłem, że chorzy na raka, nawet jeżeli zdają się nie reagować, słyszą wszystko do końca. Mamusia w trakcie naszej rozmowy co jakiś czas lekko ściskała moje palce. Zaśpiewałem refren piosenki, którą napisałem na Jej 71 urodziny, które byłyby w niedzielę 17 marca - na szczęście Mamusia zdążyła ją usłyszeć tydzień wcześniej, bo przeczuwałem, że mogę nie zdążyć. Jej oddech stawał się coraz cięższy, skóra na rękach coraz chłodniejsza. Widziałem, jak się męczy. Prosiłem Boga, by skrócił Jej cierpienia, by wziął Ją do siebie i sprawił, że będzie w końcu szczęśliwa. Powiedziałem Mamie, że już nie musi walczyć, że dam sobie radę i że zaopiekuję się Tatą. Mamusia ostatnim wysiłkiem otworzyła oczy, spojrzała na mnie, lekko się uśmiechnęła i odetchnęła po raz ostatni...
Posiedziałem jeszcze kilka minut w ciszy, dziękując Bogu za wysłuchanie mojej prośby. W ten sposób Mamusia udzieliła mi ostatniej lekcji życia - przez swoją śmierć nauczyła mnie, że Bóg istnieje naprawdę i spełnia nasze prośby, w co do tej pory powątpiewałem. O 21:30 zawołałem pozostałych domowników i powiedziałem, że Mama odeszła. Spłynął na mnie dziwny spokój; nie płakałem - czułem raczej ulgę, że Mamusia już nie cierpi i właśnie spotkała się ze swoimi rodzicami, z bratem i z siostrą. Płacz przyszedł w kolejne dni, ale to chyba raczej żałość nad samym sobą, że mogłem być lepszym synem. Niestety, czasu nie cofnę i nie naprawię błędów; nie odwiedzę Jej w dniu, w które mogłem Ją odwiedzać. Dziękuję Bogu, że tak pokierował zdarzeniami, bym mógł być przy Mamusi w ostatniej godzinie Jej życia, by mogła odejść w spokoju będąc pewną, że nie musi niczego w życiu żałować i nic złego po Jej śmierci się nie wydarzy. I chociaż obserwowanie, jak ukochana osoba wydaje ostatnie tchnienie jest bolesnym przeżyciem, to miałem to wielkie szczęści i błogosławieństwo, że mogłem ukoić Mamusię do snu. Snu wiecznego. Tak, jak Ona koiła moje lęki, kiedy bałem się zasnąć w łóżeczku. Kocham Cię, Mamusiu i zawsze będę, a Ty będziesz na mnie zawsze patrzyła i czuwała nad moją rodziną. Dzisiaj wiem o tym na pewno.
Dziękuję Wam, kochani za słowa otuchy i wsparcia. Trzymam się, ponieważ uwierzyłem. Pozostały po Mamusi tony książek, puste krzesło i fotel i ... ja. Zawsze we mnie będzie, będzie w moim synu, a jej wnuku, będzie w sercach wielu działkowców (przez lata działała czynnie w Rodzinnych Ogrodach Działkowych). W piątek odprowadzi ją sztandar Związku Działkowców, któremu bezinteresownie poświęciła pół swojego życia. Odprowadzimy ją wszyscy do miejsca, gdzie spocznie na wieki, o trzy nagrobki od swoich rodziców i sióstr, 500 metrów od domu, w którym mnie wychowała. Pozostanie blisko Taty, tak jak zawsze była pomimo wszystko. Zawdzięczam Jej wspaniałe dzieciństwo i czułe, choć twarde wychowanie. Mamusiu, dziękuję za to, że byłaś i przepraszam, że ja nie zawsze byłem taki, jaki powinienem był być. Już nie cofnę czasu. Wybacz, ukochana, najdroższa Mamusiu. Nie powiedziałem Ci "Żegnaj". Powiedziałem "Do zobaczenia!"...