Witajcie kochani!
Pomyślałam sobie, że w końcu się odezwę i opiszę, co u nas, co z mamą. Dawno nie pisałam, ale to nie znaczy, że tu nie zaglądałam. Przeczytałam trochę historii tutaj i rodzinnych dramatów - czasami płakać się chce, jak się to wszystko czyta...
Ale ja narazie z całą rodziną jesteśmy pełni optymizmu. Jak w tamtym roku wszystko przedstawiało się czarno po postawieniu diagnozy mamy, bardzo baliśmy się, że koniec może nastąpić nawet w ciagu tygodni, bo stan mamy był na prawdę fatalny.
Mamcia jest teraz w szpitalu całe 6 tygodni na radioterpaii - chemie udało jej sie przejśc tylko w 5 cyklach, miała kilka razy przetaczana krew, kiepskie wyniki. Chemią ją bardzo wyniszczyła i z 70 kg schudła aż do 49... i było źle, dniami nic nie jadła, bardzo źle sie czuła, nie miała siły na nic. I postanowiono skierować ja na radioterapię - czekała po chemii cały miesiąc na miejsce w szpitalu. Ale dzięki temu długiemu oczekiwaniu mama przytyła 10 kg, zaczęła normalnie jesć, teraz moze jesć praktycznie wszystko, tylko z nogami ma problem, ale to ponoć skutek po chemii - porażenie jakieś i prawie stóp nieczuje tylko człapie po korytarzu.
Jeszcze 2 tygodnie jej zostało pobytu w szpitalu, a później do domku i czekanie.
No i wklejam tutaj opis badania, które mama miała w grudniu - jest to porównanie TK mamy z sierpnia i grudnia 2012r:
Czyli jest to stan przed radioterapią jeszcze, zobaczymy więc, co będzie po niej.
No i cieszę sie, że tutaj jestem. Powiem szczerze, że czasem bałam sie nawet tu zaglądać, żeby nie wyczytać znowu czegoś strasznego o tej chorobie i przestraszyc się kolejnego etapu. Narazie wygląda to o wiele lepiej, niz w sierpniu czy wrześniu tamtego roku a najważniejsze, że mama jest pełna optymizmu - zresztą tato daje jej ku temu mnóstwo powodów!
Kochani, trzymam mocno też kciuki za was - nie poddawajcie się, walczcie, każdy organizm jest inny i inaczej to znosi i nie znaczy to od razu, że zawsze trzeba wierzyc w statystyki.
Pozdrawiam i jak będę wiedzieć coś więcej, na pewno się odezwę!