Cieszę się, że znalazłam to forum bo w temacie jestem zielona. Mam nadzieję, że otrzymam tu pomoc.
Moja Mama w lutym 2010 r. miała operację usunięcia macicy (przerost endometrium). Wcześniej już przed operacja podczas badania PET na płucach miała niewielkie plamy. Lekarz jednak stwierdził, że najpierw trzeba zając się tym co ważniejsze czyli macicą.
Po roku miała kolejne badanie i okazało się, że jest meta do płuc. Ogniska się powiększyły do 25 mm. Zastosowano chemię po której nastąpił regres do 5 mm.
W październiku 2010 u Mamy wystąpił zator płuc. Cudem Ją odratowali. Niestety zator zamknął Mamie drogę dalszego leczenia.
Po niedługim czasie okazało się, że ogniska w płucach urosły do 35 mm. Onkolog powiedział, że chemii nie zaleci bo to jak dokładnie powiedział "mogłoby Panią zabić". Mama jest na lekach przeciwzakrzepowych oraz regularnie bada wskaźnik protrombinowy.
Ten sam lekarz zapewnia, że ten rodzaj raka (nie mam teraz u siebie dokumentacji medycznej więc nie wiem dokładnie co to jest ale uzupełnię wpis jak tylko uzyskam te informacje) nie jest przerzutowy i Mama ma być spokojna. Ludzie z tym rodzajem żyją nawet 20 lat.
Mama regularnie jeździła do Centrum Onkologii w Bydgoszczy na badania i wszystko było ok. Lekarz powiedział aby pilnować wagi bo dopóki ona się utrzymuje na niezmienionym poziomie można być spokojnym.
W tym roku w okresie letnim Mama zaczęła tracić apetyt, tym samym mniej jeść i chudnąć. Przez 3 miesiące zgubiła 10 kg.
Na początku września br. zauważyliśmy, że z Mamą dzieje się coś złego. Zaczęła się gubić, tracić pamięć, pojawiły się kłopoty ze wzrokiem a z czasem nastąpił niedowład lewej strony (ręka i noga). Po czasie Mama przyznała się że od około miesiąca bolała Ją mocno głowa i oczy.
Zapisałam Mamę do Hospicjum Domowego. Szybko umieszczono Mamę na Oddziale i zrobiono Jej tomograf komputerowy. Dostaje też sterydy po których ma wilczy apetyt i jakby zaokrągliła się na twarzy.
Na rozmowie z lekarzem dowiedziałam się, że to dosyć rozległy przerzut z płuc do mózgu. Lekarz ten jednak zaznaczył, że nie jest Onkologiem więc odbędzie się dodatkowa konsultacja z dr która przyjedzie z Centrum Onkologii z Bydgoszczy i ona podejmie decyzję odnoście dalszego leczenia. Zaznaczył, że jedyną metodą są naświetlania ale jak wspomniałam ta onkolog podejmie decyzję czy będą czy te zmiany są na tyle rozległe, że już nie warto nic robić.
Dziś odbyła się ta konsultacja i Pani dr powiedziała, że wynik badania nie jest jednoznaczny i na jego podstawie nie można stwierdzić co to jest. Zaleciła jeszcze konsultacje u neurochirurga. Zapytałam ją dla pewności czy to znaczy, że nie musi to być przerzut i potwierdziła. Wstąpiła we mnie oczywiście nowa nadzieja, że może ten udar był jakby niezależny od nowotworu, że może to nie przerzut. Tłumaczę sobie, że gdyby to był typowy przerzut to onkolog, która zajmuje się tym od lat i która widziała setki takich wyników z tomografu nie miała by chyba wątpliwości. Nie wiem, może się łudzę. Jak uważacie? Wiem, że to trochę wróżenie z fusów ale może ktoś spotkał się z czymś podobnym?
Bez informacji o tym jaki to w ogóle był nowotwór, jak dokładnie leczony, jakie są wyniki badań niestety nie jesteśmy w stanie odnieść się do Twoich pytań i wątpliwości.
*BlanLi* napisał/a:
Ten sam lekarz zapewnia, że ten rodzaj raka (nie mam teraz u siebie dokumentacji medycznej więc nie wiem dokładnie co to jest ale uzupełnię wpis jak tylko uzyskam te informacje) nie jest przerzutowy i Mama ma być spokojna.
Jeśli mama otrzymywała chemioterapię, to oznacza, że nowotwór był złośliwy. Cechą nowotworów złośliwych jest właśnie to, że mogą tworzyć przerzuty.
Lekarz więc nie miał racji (bądź ktoś coś źle zrozumiał).
Mama przebywa obecnie w Hospicjum. Lekarz, z którym rozmawiałam miesiąc temu powiedział, że nie ma sensu konsultować Mamy neurochirurgiczne bo ogólny Jej stan zdrowia na to nie pozwala. Zaproponował aby po prostu nie jeździć już nigdzie z Mamą (leczyła się w Centrum Onkologii) a jedynie zatroszczyć się o Jej odpowiednią opiekę paliatywną.
Lekarz powiedział też, że bez względu na to czym ten guz jest, i tak nie ma szans na jego wyleczenie. Zasugerował aby po prostu ten czas który nam pozostał spędzić razem i oczywiście być przygotowanym na najgorsze.
Mama bardzo schudła. Waży poniżej 38 kg. Czasem kontaktuje a czasem nie. Po tej rozmowie z lekarzem jakoś pogodziłam się z jego opinią. Sama widzę w jakim stanie jest Mama. Ten rak Ją zjada. Dziś jednak przyszło mi do głowy, że może jednak coś jeszcze można zrobić? Poniżej wklejam kartę wypisową z Hospicjum z poprzedniego pobytu.
Pewnie nic się nie da zrobić albo jest za mało danych. Będę jednak wdzięczna za każdą odpowiedź.
Z powodu uzyskania dokładniejszych danych dot. choroby - pierwotny rak trzonu macicy, obecnie z przerzutami - wątek przeniesiony do właściwego mu działu. / absenteeism
Stwierdzenie przerzutów do płuc oraz mózgu oznacza rozsiew i uogólnienie choroby,
o bardzo znacznym zaawansowaniu, a stan zdrowia Twojej mamy jest bardzo poważny,
co bardzo ogranicza możliwość dalszego leczenia wykraczającego poza objawowe.
Nawet leczenie paliatywne przy tak daleko posuniętym wycieńczeniu organizmu musi mieć zakres ograniczony.
W tej sytuacji pozostanie pod opieką hospicjum jest postępowaniem optymalnym,
a męczenie mamy dodatkowymi badaniami nie mogącymi wnieść informacji istotnych z punktu widzenia wyboru leczenia (bardzo ograniczonego) wydaje się niewskazane.
W tej ostatniej kwestii oczywiście wydanie wiążącej opinii należy do Waszego lekarza.
Wg mojej oceny obecnie leczenie powinno skupić się na niwelowaniu uciążliwych dolegliwości związanych z postępującą chorobą,
przede wszystkim związanych z przerzutowym zajęciem mózgu, co może mieć bezpośredni wpływ na dalszy stan zdrowia mamy.
Bardzo mi przykro, że nie są to dobre informacje.
Pozdrawiam.
_________________ Solve calceamentum de pedibus tuis: locus enim, in quo stas, terra sancta est [Ex: 3, 5]
Lekarz, z którym rozmawiałam miesiąc temu powiedział, że nie ma sensu konsultować Mamy neurochirurgiczne bo ogólny Jej stan zdrowia na to nie pozwala. Zaproponował aby po prostu nie jeździć już nigdzie z Mamą (leczyła się w Centrum Onkologii) a jedynie zatroszczyć się o Jej odpowiednią opiekę paliatywną.
Z danych dot. choroby, które są zamieszczone w tym wątku wynika bez większych wątpliwości, że ten lekarz miał / ma rację.
Richelieu napisał/a:
męczenie mamy dodatkowymi badaniami nie mogącymi wnieść informacji istotnych z punktu widzenia wyboru leczenia (bardzo ograniczonego) wydaje się niewskazane
Zdecydowanie. Przyniesie to chorej tylko dodatkowe cierpienie.
*BlanLi*, na tę chwilę profesjonalna opieka paliatywna to najlepsze co możesz mamie zapewnić.
pozdrawiam ciepło.
Witam ponownie. Właściwie nie wiem po co piszę. Chyba oczekuję wsparcia, może odrobiny nadziei. Mama przebywa obecnie na Oddziale Medycyny Paliatywnej. Dwa tygodnie temu okazało się, że ma niską hemoglobinę. Dostała krew. Po niej Hgb podskoczyła do ponad 11tu. Mama widać odzyskała siły. W poniedziałek nawet dostała przepustkę na kilka godzin i przywieźliśmy Ją do domu. Minęły zaledwie 4 dni a Mama jest nie do poznania. Sama nie ma siły wstać z łóżka. Dziś okazało się, że Hgb ma niewiele powyżej 5-ciu. Jestem przerażona. Nie ma krwotoku, krwioplucia ... nic. Lekarz powiedział wprost, że taki nagły spadek oznacza, że rak Ją zżera. Krew dostanie dopiero w poniedziałek bo nie ma lekarza czy coś w tym stylu. To straszne, że pacjent musi czekać 3 dni na podanie krwi. Zapytałam co jeśli krew jeszcze do poniedziałku spadnie. Lekarka wzruszyła ramionami i powiedziała, że tak się może zdarzyć. Nie wiem czego oczekuję ale czy możliwe aby ta krew jeszcze spadła do poniedziałku?? Zwariuję. Ta bezczynność. Dlaczego nie dadzą Jej tej krwi szybciej??? Nie wiem po co napisałam...
Niestety wyniki krwi mogą do poniedziałku jeszcze się pogorszyć. Rak potrafi szybko zżerać.
6 tygodni temu przeżywałam dokładnie to samo.
Bezradność to coś co bardzo dobija. Swiadomość tego, że nic nie możemy już zrobić jest przerażająca. Rozumiem cię doskonale, bo sama wariowałam.
Napisałas tu bo potrzebujesz się z kims tym podzielić. Dla jednej osoby to za dużo.
Jedyne co mogę Ci pordzić to przebywaj z Mamą ile tylko możesz. Łap ostatnie wspólne chwile, bo nie wiadomo ile ich jeszcze będzie.
Pozdrawiam.
_________________ Izabela
Tato 9.02.1947 - 13.10.2012 ( 15 miesięcy walki z potworem )
Tato jestem z Ciebie dumna, że tak dzielnie znosiłeś chorobę.
BlanLi może Ci coś pomoże przeczytanie tej pracy. Jest tam wniosek że czasami przetaczanie krwi terminalnie chorym moze przynieść więcej szkody niż pozytku. Słaba to pociecha ale może da Ci jakieś ukojenie i wyjasni dlaczego Mamusia ma taka słabą morfologię. Pozdrawiam i zyczę Ci wiele sił i spokoju w tym trudnym dla was czasie
http://www.kpop.republika.pl/prace/anemia.pdf
BlanLi może Ci coś pomoże przeczytanie tej pracy. Jest tam wniosek że czasami przetaczanie krwi terminalnie chorym moze przynieść więcej szkody niż pozytku. Słaba to pociecha ale może da Ci jakieś ukojenie i wyjasni dlaczego Mamusia ma taka słabą morfologię. Pozdrawiam i zyczę Ci wiele sił i spokoju w tym trudnym dla was czasie
http://www.kpop.republika.pl/prace/anemia.pdf
Dziękuję. Ja zdaję sobie sprawę, że tak naprawdę to jest przedłużanie życia i odwlekanie tego co nieuniknione ale to chyba normalne, że każdy chce ratować najbliższą osobę. Może powinnam modlić się o lekką śmierć jak chciała Mama ale ja po prostu nie potrafię. Czy jestem egoistką??? Wiem, że Mama cierpi stokroć bardziej niż ja.
Nie jesteś egoistką Wiem ze serce peka ale czasami trzeba spojrzeć czego oczekuje osoba chora. My walczymy o kazdy jej oddech A moja Mamusia jak umierała to mi powiedziała Dziecko nie płacz ja chcę juz umrzeć to dla mnie wybawienie Nie płacz...Może Twoja Mamusia też tak mysli? Zrobiłaś i robisz wszytko co można zrobić ale czasami juz nic nie można tylko za rekę trzymać Bardzo Cie rozumiem i współczuje wam obu tego cierpienia
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum