Żyję normalnie - praca, troje dzieci, dom, zwyczajny kołowrotek od rana do wieczora, nie mam czasu myśleć. Pękam właściwie tylko wtedy, kiedy mój niespełna półtoraroczny synek gdy tylko mowa o babci, wtrąca pytająco: "Dziadzia?", za każdym, każdziutkim razem. Jest za mały, nie da mu się wytłumaczyć, że dziadka już nigdy nie zobaczy. Mówimy tylko, że dziadzi nie ma, że jest tylko babcia. A on dalej swoje: "Baba? Dziadzia?". Wtedy mi najtrudniej.
Z moją mamą gorzej - została całkiem sama w pustym mieszkaniu, dopiero od kilku dni właściwie, wcześniej ciągle ktoś z rodziny pomieszkiwał albo przyjeżdżała do nas. Zupełnie nie może się z tym pogodzić, cały czas powtarza, że to ona miała umrzeć pierwsza
Namówiłam ją w końcu na wizytę u psychiatry, jest na antydepresantach, ostatnio dostała większą dawkę. Martwię się o nią bardzo - tylko ona mi została...
A jak Ty się trzymasz?