Olga B, Witaj.
W mojej Rodzinie również szaleje to paskudztwo. Każdemu kogo to dotyka pośrednio, czy bezspośrednio trudno pojąć, że "akurat nas TO spotyka". Wszyscy jesteśmy tylko, a może aż ludźmi, mamy uczucia, emocje... Nie będzie łatwo. Trzeba przyjąć do wiadomości, oswoić się z chorobą i wytoczyć najcięższe armaty, by nasz Bliski nie cierpiał w tym nieszczęściu i stworzyć Mu jak najlepsze warunki w miarę możliwości. Musisz dać radę. MUSICIE dać radę! Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i wspieram myślami. Pisz tu o wszystkim co Cię trapi i niepokoi. Tu zawsze znajdziesz pomoc i dobre rady osób, które są zaprawione w boju z raczyskiem. Są tu ludzie bardzo życzliwi. Trzymaj się.
Dawno nie pisałam.....hmm
Zacznę od tego, że moja MAMUSIA zmarła 29 kwietnia o 1.55 w nocy.
Jutro jest Dzień Matki i dlatego postanowiłam wam opisać w ogromnym skrócie jaki ta smutna historia miała koniec.
Jestem z Wrocławia, ale zaraz po postawieniu diagnozy wyjechałam do mamy razem z moją 5 miesięczną córeczką. Razem z siostrami myśleliśmy, że możemy jeszcze wszystko zmienić, ale wszystko zaczęło się komplikować. Moja mama 5 kwietnia w nocy chciała o własnych siłach dojść do toalety i przewróciła się, co spowodowało rozległe złamanie kości udowej. Od tego momentu stan zaczął się pogarszać. Przerwano radioterapię i wypisano z oddziału onkologi na ortopedię w celu zoperowania nogi. Ordynator oznajmił mi że to tylko paliatywne zespolenie aby polepszyć komfort pacjenta. Mamie zespolono nogę za pomocą 7 śrub. Zaraz po operacji dostała wysokiej gorączki i lekarze stwierdzili, że to zapalenie płuc. Pobyt na tym oddziale nie był już możliwy i skierowano mamę do szpitala w Pławnie. Po rozmowie z onkologiem prowadzącym moją mamę, odebrano mi już nadzieję. Dowiedziałam się, że to gruczolakorak najwyższego stopnia z licznymi przerzutami(te majaczenia prawdopodobnie mogły świadczyć o przerzutach do mózgu). W szpitalu chorób płuc oznajmili nam że stan jest krytyczny i mama powinna te ostatnie chwile spędzić z nami. Decyzja była bardzo ciężka. Mama rano czuła się dobrze, ale popołudniami cały czas spała. Pewnego dnia stwierdziła,że chce wyjść do domu. I tak w wielki czwartek zabraliśmy Ją. Święta były bardzo smutne, mama przestała już jeść, w wtorek po świętach pić. Jedna połówka ciała tak jakby narysować linię robiła się czerwona, spuchnięta i gorąca. Nie wiedzieliśmy co się dzieje. Pani doktor z opieki paliatywnej powiedziała nam że mama już umiera...W środę dostała wysokiej gorączki tzw. mózgowej, której niczym nie mogliśmy zbić. Kilka nocy czuwała przy niej cała rodzina. W czwartek o godzinie 19 temperatura 39,7 (mama nieprzytomna lub w jakiejś śpiączce...nie wiem...była już od poniedziałku) i częste bezdechy. Wiedzieliśmy że to oznacza najgorsze. Byliśmy z Nią, ja moje dwie siostry, mężowie, mój tato, siostra i brat mamy, teściowa siostry. Wszyscy chcieliśmy jej w ostatnich chwilach pomóc przez to przejść. Tak wiele siły jak w tym dniu dała mi mama nie miałam jeszcze nigdy. Serce pękało mi na najmniejsze kawałeczki, ale nie mogłam jej tego okazać. Każdy Jej oddech był tak ciężki, że nie wiadomo było jak się skończy. Mama zmarła w ciszy w otoczeniu najbliższych. Chciałam na koniec dodać, że nie pogodzę się z tym nigdy, ale wiem że tę siłę do dalszego życia daje mi moja Mama, czuję jej obecność cały czas.....
Dziękuję tym, którzy odpisali mi na posty i dodali otuchy.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum