Jak każda historia ma swój początek i koniec tak i historia mojego taty na tym forum dobiegła końca. tata zmarł tydzień temu. dla wszystkich, którzy tak jak ja szukają tu pocieszenia liczą ile kto pożył i jak reagował na leczenie ma jedną radę. nie patrzcie na innych, Wasza historia bedzie jeszcze inna. Tata od RTG klatki żył prawie rok, od podjęcia leczenia 11 miesięcy. i teraz z perspektywy czasu wiem że 11 miesięcy to bardzo dużo, każdy dzień z bliskim to dużo i nie tracie go na szukanie podobieństw tak jak ja, to strata czasu. Nie myślcie co będzie, jak będzie wyglądał koniec. Ja z tatą przez to 11 miesięcy spędziłam więcej czasu niż przez 2 lata, święta spędzone razem miały inny smak, były bardziej docenione, a niedzielne kawy dłuższe i bardziej radosne. Czytam też tu często że wszyscy mają ten sam dylemat, czy mówić choremu o jego chorobie. tata wiedział tylko że ma jednego guza (miał ich wiele, potem miał przerzuty o których też nie wiedział). to była jedna z najlepszych rzeczy jakie dla niego zrobiliśmy. Wiedział że jest ciężko chory ale myślał że nie jest tak źle. kiedyś tu na forum przeczytałam takie fajny tekst, jakiś artykuł chyba. Jak chory nie pyta nie zagłebia się to czy tak naprawdę chce wiedzieć, lekarze też wychodzili z tego założenia i mówli tacie tylko to co chciał. a on nie pytał, z netu zrezygnowaliśmy więc nie pogrążał się.
Moje życie jak i życie mojej rodziny już nigdy nie bedzie takie samo, rak wpuszcza jad strachu i dobiera bliskich. Wszystkim tu na forum zmagających się z chorobą z całego serca życzę dużo siły pamiętajcie, liczy się dziś nie myślcie o jutrze.
Na koniec wrzucę jedną z ulubionych piosenke taty, jak teraz pasującej do sytuacji,