Moja mamunia chyba powoli zbliza sie ku koncowi.....W piatek bedzie trzy tygodnie jak stan sie pogorszyl....juz bylo ciezko...
Od wczoraj nie moge sie z nia porozumiec , odpowiada po dwa wyrazy (o ile to jest odpowiadanie, a raczej szeptanie niewyrazne)..i nie na temat.
Spi to oczy ma zamkniete,to polprzymkniete...to sie tak zrywa ze snu jakby sie czegos przestraszyla,to odkrywa koldre i sie podnosi ,ale nie ma sily kompletnie jak pijana....tak mi strasznie jej szkoda..Caly czas mam w glowie to jaka miala nadzieje ...nadzieje ,ze bedzie dobrze..
Ostatni raz mamunia chemie dostala w lipcu i zaraz w sierpniu zaczela opadac z sil..i trwa do dzis
Moze niektorzy mnie skrytykuja,ale naprawde prosze Boga ,aby wskazal jej droge ,ktora mogla by pojsc i zyc jak zyla wczesniej...Pelna radosci i bez cierpienia......
Tak strasznie mi smutno.....