To moje pierwsze doświadczenia z nowotworem.
W ubiegły wtorek teściowa trafiła do szpitala z podejrzeniem udaru. Diagnoza się potwierdziła.
W piątek otrzymałam dodatkowe informacje, udar to "pikuś". Teściowa z oddziału diagnostycznego zostaje przyjęta na oddział neurologiczny - udarowy.
Dodatkowo z usg wynika, że jest jeszcze nowotwór trzustki z przerzutami do wątroby.
W poniedziałek KT brzucha z kontrastem, potwierdza powyższe, plus informacja o zaatakowanych węzłach chłonnych.
Wczoraj otrzymałam informację, że chirurg nie podejmie się operacji.
Ma być konsultacja z onkologiem czy będzie możliwość podawania chemii.
Lekarz- neurolog prosi żebyśmy podjęli decyzję, czy jeśli będzie możliwość to będziemy się decydować na jej podawanie.
W sobotę teściowa ma zostać wypisana ze szpitala... na udar już nie ma potrzeby dalszego hospitalizowania.
Teściowa nie wie, że ma nowotwór.
W 1998r. miała usuniętą pierś. Teraz ma 71 lat.
Co dalej? Gdzie się udać? Jak można pomóc?
Dlaczego nikt z nami ( ze mną) nie usiadł i nie rozmawia co i jak? Dlaczego lekarka- neurolog na korytarzu, w pośpiechu, donośnym głosem informuje mnie: "Pani teściowa ma raka są przerzuty" i zostawia mnie z tą informacją? Co z tego, że mówi o konsultacji z chirurgiem.
Boję się odpowiedzialności.
Boję się źle podjętych decyzji.
Boję się tego ile to może trwać.
Po prostu się boję.