Pozwolę sobie napisać kilka słów w tym temacie i w nawiązaniu między innymi do
tego postu, gdyż (ujmując obrazowo) sprawa buraków "leży mi na wątrobie". Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego jakie to niesie ze sobą konsekwencje - mianowicie wiem, że teraz będę miał zapewne nowy nick (może chociażby nieoficjalny), ale taki mój los.
Anemia jest dość powszechnym schorzeniem towarzyszącym chorobie nowotworowej. Według badań dotyka ono od 30 do 90% pacjentów onkologicznych (w zależności od rodzaju nowotworu, stopnia jego zaawansowania i stosowanej terapii). Niski poziom hemoglobiny czy RBC może być konsekwencją wielu czynników, w tym niedoboru żelaza, witaminy B12, kwasu foliowego i innych. Do oceny przyczyny anemii (w pierwszej linii) używa się zwykle
RPI. I tak, niski RPI sugerować może niedobór żelaza, witaminy B12 czy uszkodzenie czynności szpiku kostnego. Natomiast wysokie RPI sugerować może niekontrolowaną utratę krwi, bądź hemolizę. Leczenie farmakologiczne ciężkiej anemii polega na transfuzji bądź podaniu ESA (erythropoiesis-stimulating agent) - czyli skrótowo mówiąc erytropoetyny (leczenie z użyciem EPO jest jednak nadal szeroko dyskutowane).
Skupmy się jednak na istocie rzeczy, czyli suplementacji żelaza. Przede wszystkim jedna bardzo ważna sprawa - jedno żelazo drugiemu nierówne. Po pierwsze żelazo zawarte w różnych produktach może się lepiej bądź gorzej wchłaniać, a po drugie inaczej metabolizowane jest żelazo pochodządce z produktów roślinnych (non-hem iron) a inaczej ze zwierzęcych (hem iron). Jednym z lepszych źródeł żelaza są owoce morza - małże (100g zawiera 155% dziennej dawki żelaza) czy ostrygi (57%), następnie jest wątróbka (ok 129%) oraz mięso wołowe (ok 21%). Natomiast jeśli chodzi o żelazo pochodzące z produktów roślinnych (które też zawierają często dużo witaminy C ułatwiającej wchłanianie), to nasiona dyni zawierają ok 83% dawki dziennej, suszone pomidory ok 51%, suszone morele ok 35%, świeża pietruszka ok 34%, orzechy (szczególnie tzw nerkowce) ok 33% (dalej są jeszcze różnego rodzaju warzywa strączkowe). Warto wspomnieć, że świetnym źródłem żelaza (a także wielu innych składników) jest gorzka czekolada i kakao (w 100g czekolady jest około 97% dawki dziennej żelaza).
Na koniec zostawiłem oczywiście najciekawsze - buraki, które zawierają (średnio, gdyż po przetworzeniu zawierają znacznie mniej) około 1.1mg żelaza na 100g, co daje oszałamiający wynik 6% dawki dziennej. Co ciekawe, buraki są znacznie lepszym źródłem potasu niż żelaza.
Co jeszcze bardziej interesujące, to, że buraki zawierają sporo kwasu foliowego (ok 37% dawki dziennej), ale nie mają żadnych szans z wątróbką (173%), suszoną miętą (133%), ziarnami słonecznika (60%), warzywami strączkowymi, szparagami, czy orzechami ziemnymi (wszystkie mają więcej od buraków).
I dla uzupełnienia, to buraki zawierają zupełnie śladowe ilości witaminy B12 (tu znów prym wiodą owoce morza i wątróbka, później kawior i ryby).
Jeszcze jedna sprawa, o której chciałbym napisać niejako "przy okazji". Jest to oczywiste, że wszyscy staramy się polecać jak najlepsze metody walki z nowotworami złośliwymi. Jednak warto zadać sobie pytanie czy polecana metoda jest skuteczna i czy nie niesie ze sobą konsekwencji o jakich możemy nie zdawać sobie sprawy. Tematem, który wraca jak bumerang są procesy przemiany węglowodanów. Koronne argumenty są takie, że wyłączenie węglowodanów z diety spowoduje "zagłodzenie raka" i z tego powodu konsorcja firm farmaceutycznych nie chcą zgodzić się na sprawdzenie tej hipotezy. I tu niespodzianka - naukowcy od wielu lat starają się opracować skuteczne podejście terapeutyczne. Pozwolę sobie zobrazować to, z jak istotnym zagadnieniem mamy do czynienia. Dieta bogata w białka a uboga w węglowodany jest (raz z lepszym, a raz z gorszym powodzeniem) stosowana jako leczenie wspomagające u zwierząt z wszczepionym nowotworem (np
http://link.springer.com/...?LI=true#page-1 http://cancerres.aacrjour...1/13/4484.short http://www.plosone.org/ar...al.pone.0036197 http://www.sciencedirect....531556513000478 ). Jednak wyniki tych prób nie są oszałamiające - nikomu jak dotąd nie udało się "zagłodzić nowotworu". Sprawa jest na tyle poważna, że naukowcy starają się niezwykle ostrożnie wprowadzać próby łączenia odpowiedniej diety (ubogiej w węglowodany) z leczeniem onkologicznym. Przykłady tego można znaleźć np tutaj
http://meeting.ascopubs.o...15_suppl/e12532 - próba przeprowadzona była na 18 (!!słownie: osiemnastu!!) pacjentach z glejakiem. Trzy takie próby są obecnie w trakcie rekrutowania pacjentów
http://clinicaltrials.gov/show/NCT01419587 (rak płuc),
http://clinicaltrials.gov/show/NCT01419483 (rak trzustki),
http://clinicaltrials.gov/ct2/show/NCT01716468 . Najważniejsze jest jednak to, że są to próby fazy pierwszej, co oznacza, że celem jest określenie czy dieta taka jest tolerowana (inaczej: określenie profilu toksyczności) u pacjentów onkologicznych. Więcej na temat jednej z tych prób można przeczytać tutaj:
http://www.cancer.gov/cli...trials/ketolung
Warto zadać sobie więc pytanie: Czy wyraziłbym/wyraziłabym zgodę na uczestnictwo w próbie fazy pierwszej nowego leku, który może być dla mnie potencjalnie śmiertelnie toksyczny i której celem nie jest ocena skuteczności zastosowanej metody? Zostawiam to do indywidualnej oceny.
Rozumiem doskonale, że każdy z nas chce z dobrego serca wspomóc radą, ale jeśli w leczeniu przestaniemy się trzymać argumentów naukowych, a zaczniemy polegać na jednostkowych przypadkach, to nie może to nas doprowadzić do niczego dobrego.
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie i przepraszam, że się tak rozpisałem.