1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Znaleziono 1 wynik
DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna
Autor Wiadomość
  Temat: Powiedzieć?- Nie mówić?
mondfa

Odpowiedzi: 27
Wyświetleń: 19849

PostDział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej   Wysłany: 2017-06-05, 22:20   Temat: Powiedzieć?- Nie mówić?
A ja opowiem z czym się "zderzyłam", gdy odchodziła Mama mojego Męża.
Gdy pod koniec już nie wstawała, przyjeżdżałam do niej i starałam się być z nią jak najwięcej i rozmawiałyśmy, jakiś tydzień przed jej śmiercią, mówiła do mnie takie rzeczy: jak będzie lato, to przyjadę do Ciebie i zajmę się dziećmi, a Ty sobie popracujesz w ogrodzie, albo: jak stanę na nogi to pojedziemy na zakupy i kupimy sobie jakieś nowe ciuchy. Pytałam, czy chce żebym przywiozła dzieci - Syn ma niecały rok, Córka prawie 7 lat, to cały czas mówiła, że mam je przywieźć, jak poczuje się lepiej, że nie teraz... Aż pewnego dnia powiedziała do mnie: Monika, to już koniec... Byłam tylko w stanie wydusić z siebie: wiem Mamo i pękłyśmy obydwie... To było po tym jak podjęła decyzję o przeniesieniu jej do hospicjum stacjonarnego - poddała się już wtedy całkowicie. I już nigdy więcej nie powiedziała nic w stylu: jak poczuję się lepiej to coś tam zrobimy... Ogólnie zamilkła wtedy już całkiem i większość czasu spała, ale miałam wrażenie, że wszystko słyszy...
Przerażało mnie to co ona musi czuć, w sensie bólu - to oczywiste, że też, ale co musiało dziać się w jej głowie. Mama zawsze była silną kobietą, taką która rządzi w domu i podejmuje decyzje za całą rodzinę. Od momentu jak ją poznałam nie raz mi wspominała, tak podczas jakichś wspomnień dotyczących jej Rodziców, że ona nie chciałaby nigdy, być od kogoś zależna pod koniec swojego życia. Nawet jak była zdrowa. Podkreślała to tak często, że wbiło mi się to w głowę strasznie i już byłam zła jak zaczynała ten temat. Często mówiła, jak nasza Córka się urodziła, że jak będzie dorastała to jej już nie będzie, wiadomo jaki nastrój tym wszystkim wprowadzając... Bardzo intensywnie swoje życie przeżyła i bardzo je kochała i mówiła, że nawet jak była młodsza, to takie myśli zawsze ją wprowadzały w paskudny nastrój. Pewnie było tak, bo jej Mama zmarła wcześnie na raka i może stąd wynikał ten ciągły strach. Mama badała się regularnie na wszystkie "kobiece sprawy" bo wydawało jej się, że skoro jej Mama na to zmarła, to ona też pewnie zachoruje, a tu się okazało, że z innej strony została zaatakowana. Tym bardziej było jej z tym wszystkim źle, bo przecież wg własnego uznania dbała bardzo o swoje zdrowie.

I jak tak ją pielęgnowałam pod koniec to myślałam sobie, że spełnia się jej najgorszy koszmar i strasznie mi jej było żal, bo wiedziałam jak bardzo tego nie chce, ale ona wbrew temu swojemu przerażeniu, trwającemu większość jej życia, z wielką godnością i pokorą to wszystko znosiła... Była bardzo dzielna do samego końca...

Nie do końca na temat to wszystko napisałam, ale chciałam przez te "wypociny" powiedzieć, że często byłam niesamowicie rozdarta, bo z jednej strony Mama ciągle podkreślała, że już umiera i odchodzi, a z drugiej strony mówiła, co zrobimy jak wyzdrowieje i to w naprawdę krótkich odstępach czasu. Miała nadzieję i jej nie miała.
Nie mogłam tego ogarnąć...
I nie wiedziałam zupełnie co odpowiadać, gdy mówiła, że to już koniec, że już nigdy więcej nie wsiądzie "za kółko", a za chwilę, że posadzimy nowe rośliny jak poczuje się lepiej. Miałam cały czas świadomość, że cokolwiek nie powiem, to nie ma najmniejszego znaczenia, bo ona przecież wiedziała, ale z drugiej strony nie miałam przecież prawa odbierać jej nadziei, ale z drugiej strony nie chciałam udawać, że jest dobrze, skoro widziałam, że z dnia na dzień, a nawet z godziny na godzinę jest coraz gorzej...

Aż pewnego dnia, kiedy niby wszyscy byli przygotowani, ale nikt się nie spodziewał, stało się tak jak w wierszu ks. Twardowskiego:

Odeszłaś cicho, bez słów pożegnania.
Tak jakbyś nie chciała, swym odejściem smucić...
tak jakbyś wierzyła w godzinę rozstania,
że masz niebawem z dobrą wieścią wrócić.
 
Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group