1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Do Tych, którzy pozostali... |
jo_a
Odpowiedzi: 100
Wyświetleń: 32179
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2011-07-24, 21:31 Temat: Do Tych, którzy pozostali... |
agamaz napisał/a: |
A może druga głowa mi rośnie np.? |
Najzwyczajniej w świecie się uśmiechnęłam. Chociaż to chyba nie TEN wątek |
Temat: Do Tych, którzy pozostali... |
jo_a
Odpowiedzi: 100
Wyświetleń: 32179
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2011-07-24, 11:14 Temat: Do Tych, którzy pozostali... |
Anelia napisał/a: |
rodzina żyje normalnie, często muzyka gra, robią generalny remont, usuwają wszystko co zrobił mój tatuś, nie mogę na to wszystko patrzeć |
Nie wiem dlaczego potępiasz to jak przeżywają śmierć bliskich inni... Sama dwa tygodnie po śmierci mojej mamy robiłam remont i to generalny. Byłam do tego zmuszona, ponieważ spółdzielnia mieszkaniowa robiła wymianę pionów wodno-kanalizacyjnych. Łazienkę robili moi rodzice razem, było to w latach 70. W tym mieszkaniu zostałam ja i mój syn. Więc skoro zostały zbite kafle to przepraszam co miałam zrobić? Miałam patrzeć na dziurę w ścianie aż na drugą stronę mieszkania? Niestety, musiałam się spiąć w sobie i wynieść wszystkie rzeczy mamy z mieszkania. Wyniosłam również rzeczy moje i syna. Na całe szczęście pomogli mi w tym przyjaciele, którzy ciągle ze mną byli i są! Oni wiedzieli, że nie jest to dla mnie proste. Płakałam i brakowało mi tchu przy pakowaniu rzeczy. Mieszkaliśmy z wnusiem swojej babci długie sześć tygodni bez własnego miejsca, w brudzie i smrodzie. Później przyjaciele pomogli mi rozdzielić mamy rzeczy. Bo, przepraszam bardzo, ale niestety, pomimo bólu, ja muszę zacząć żyć normalnie. Dla mnie i mojego syna! I wiesz co? Po mojej mamie niewiele zostało w naszym mieszkaniu.
Wyobrażam sobie (zresztą nawet usłyszałam przypadkiem rozmowy sąsiadów) co na temat kapitalnego remontu mówili ludzie. "Czekała aż matka umrze żeby rozwalić cały dom".
Nie było mi łatwo. I teraz kiedy to czytam nie jest mi łatwo. Ci, którzy najgłośniej szczekają nie byli zainteresowani tym jak sobie radzę z całą chorobą... Ze szpitalami, z walką z lekarzami, z telefonami, z dzieckiem, jego szkołą, z prowadzeniem domu, pracą , moim bólem... Ale byli zainteresowani co zrobiłam w mieszkaniu!
Nie chcę oceniać jak kto przeżywa swój ból, ale nie chcę żebyś zamykała się w sobie. Jesteś młoda... Jak patrzę na Twoje zdjęcie to wiem, że jesteś bardzo młoda. I śliczna. Dziewczyno! Nie napiszę, że masz się obudzić, bo nie to leży w mojej gestii żeby mówić Ci jak masz przeżywać swoje nieszczęście. Ale poczułam się przy czytaniu Twojego tekstu jak potępiona i przez Ciebie (w sumie w podobnej sytuacji do mojej). Jedni muszą pozbyć się bólu wyrzucając niemalże wszystko, zmieniając o 180 stopni swoje życie. Nie umniejsza to ich bólu. Wierz mi. Chciałabym Ci powiedzieć, że wiem jak Cię boli. Ale może każdy potrzebuje innego lekarstwa? Być może odczytałam Twój tekst tylko w stylu: „uderz w stół, a nożyce...” Nie wiem jaka była sytuacja w Twojej rodzinie, nie wiem czy masz się komu wypłakać czy chociażby pobyć z kimkolwiek... Myślę, że zamknęłaś się w sobie. Rozumiem to. Tak bardzo chciałabym Ci powiedzieć: chodź, napijemy się kawy, nawet jeżeli mnie przez 40 czy 45 minut w ogóle nie zauważysz.
Anelio, trzymaj się, dziewczynko, bo musisz dla swojego taty zbudować swój nowy świat. Nowy świat, gdzie będzie tata czuwał, patrzył na Ciebie i pękał z dumy, że byłaś silna i taka pozostałaś. |
Temat: Do Tych, którzy pozostali... |
jo_a
Odpowiedzi: 100
Wyświetleń: 32179
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2011-07-23, 11:33 Temat: Do Tych, którzy pozostali... |
agamaz, byłam dzieckiem kiedy zmarł mój ojciec. Byłam dzieckiem... Ale do dziś pamiętam szaleństwo mojej babci nad jego grobem. Pamiętam jak krzyczała na cmentarzu, jak wyrywała się za trumną do grobu. Wtedy było to dla mnie przerażające i dziwne. Myślałam, że ona oszalała... Przecież miała jeszcze 3 córki, moją mamę i mnie... Zapamiętałam słowa, które przypadkiem usłyszałam: "NIC TAK NIE BOLI, JAK POCHOWAĆ WŁASNE DZIECKO! To nie ta kolej... To ja miałam być pierwsza". A była to prosta kobieta, dla mnie "babcia" w chustce na głowie dojąca krowy. Teraz dopiero wiem co to znaczy. Teraz, kiedy dorosłam, kiedy odeszła moja mama. Na szczęście (?) szybko. Na szczęście (?) był jej oszczędzony ból i powolne odchodzenie z powodu raka płuc.
(tu napisałam we wstępnej fazie jeszcze wiele moich przemyśleń ale stwierdziłam, że ... Że to niczego nie wnosi).
Napiszę tylko, że bardzo współczuję Tobie i każdemu (nie tylko z tego forum), którzy borykają się z chorobami swoimi i swoich najbliższych. Każde takie przejście pozostawia dziury w naszych sercach i głowach.
Mimo wszystko i dla wszystkiego: walczymy, będziemy silni. A czas... Czas nas nie uleczy ale choć trochę zabliźni nasze rany. Blizny będą nam zawsze przypominały... Ale (chyba?) przestaną krwawić, bo przecież blizny nie krwawią (?). I tym optymistycznym akcentem... MIMO wszystko optymistycznym |
|
|