1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Jak pomóc odchodzącemu na raka płuc? |
jahu
Odpowiedzi: 83
Wyświetleń: 243241
|
Dział: Opieka paliatywna Wysłany: 2012-01-17, 22:46 Temat: Jak pomóc odchodzącemu na raka płuc? |
Witam wszystkich serdecznie.
Postanowiłem odezwać sie w tym wątku ponieważ tydzień temu odszedł mój ojciec i przygotowując sie do tego faktu szukałem wszelkich informacji równiez na tym forum.
Historia nasza jest nieco inna ponieważ nie mam 100% pewnosci na co dokładnie umarł mój ojciec. Była to z pewnością postać POCHP + wykryta metoda genetyczna gruźlica jak i prawdopodobieństwo nowotworu, niestety trudny do diagnozy z powodu szybkości postepu choroby.
Mój ojciec trafił do szpitala niecałe 2 mc przed smiercią z powodu duszności. Od początku zastosowano terapie tlenową. Z tygodnia na tydzien i z dnia na dzień ojciec tracił samodzielność. Tydzień przed smiercią cichł mu głos. 4 dni przed śmiercią zaczeły sie problemy z przełykaniem.W końcu dowiedzielismy sie, że moze umrzeć w każdej chwili.
Ataki duszności z 1 dziennie dochodziły do kilku i lekarz w rozmowie z nami zdecydowal sie na stałe podłączenie morfiny + ( mydocainy? ) Ucieszylismy sie ze tato bedzie mniej odczuwał duszności i przejdziemy to bardziej łagodnie.
Niestety !
Tato miewał chwile utraty świadomości ale generalnie niezauważalne.
Do końca był świadomy ale niestety nie mógł juz mówić i komunikować nam co sie dzieje.
Czuwalismy przy nim 24h na dobę i kiedy przyszedł atak pozbawiający go przytomnosci uznalismy ze to ta chwila. Lekarz potwierdził i kazał czekać.
Ojciec konał 7,5 godziny odzyskując świadomość i z rzadka ja tracąc.
Pierwsze 2 godziny bylismy pewni ze to agonia, kiedy zorientowalismy się że nie przezyliśmy ogromna traumę. Tato nie mógł mówić a my "pomagalismy" mu przytrzymujac kiedy był w pełni swiadomy i przechodził kolejny atak ....Tak nas przygotowali na śmierć lekarze specjalisci ! Chodzilismy przy ojcu na rzęsach i jeszcze troche a nas odwieziono by na sygnale do psychiatryka.... Do końca życia bym sobie tych chwil nie wybaczyl gdyby nie mozliwość " jakiejś" komunikacji i machajaca na uspokojenie ręka mojego konajacego ojca.
Historie samej choroby opisałem w skrócie.
Najważniejsze jest to aby pytać lekarzy lub nawet pielęgniarki o to jak to moze wygladać. Oni dobrze wiedzą ! Niestety nie umieja rozmawiać lub świadomie omijaja temat.
My bylismy poinformowani że śmierć moze nastąpić w "każdej chwili" .
Jakże różnie pojmowana jest chwila ! ........ |
|
|