1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
emes
Odpowiedzi: 36
Wyświetleń: 19627
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2019-05-28, 16:12 Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
Witaj Kasiu. Oczywiście, że możesz dołączyć. W kupie zawsze raźniej... Tu same takie osierocone serca, więc i o zrozumienie łatwo. Pierwszy dzień ojca jeszcze przede mną, ale wczorajsze urodziny taty rozłożyły mnie tak, że wciąż pozbierać się nie mogę... |
Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
emes
Odpowiedzi: 36
Wyświetleń: 19627
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2019-05-27, 20:53 Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
Dzisiaj tata skończyłby 70 lat... Pierwsze urodziny taty bez taty Nie ma go już cztery miesiące... Cztery miesiące a ból i tęsknota wciąż te same. I niedowierzanie wciąż to samo. Tak się czasem zastanawiam, czy kiedyś nadejdzie taki dzień, w którym myśli o tacie przestaną wzbudzać to bolesne zdziwienie, że już nigdy, przenigdy...
Jak co roku, tak i dziś pojechałam do taty, tylko tym razem wybór prezentu był tak cholernie prosty |
Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
emes
Odpowiedzi: 36
Wyświetleń: 19627
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2019-03-02, 11:24 Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
Liszko kochana - jaka stara? Doświadczona tylko. |
Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
emes
Odpowiedzi: 36
Wyświetleń: 19627
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2019-02-27, 22:37 Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
Reszko sił przybywało, bo ktoś tych moich sił potrzebował...
Basiu witaj. Przykro mi, że i ty musisz przez to przechodzić. |
Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
emes
Odpowiedzi: 36
Wyświetleń: 19627
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2019-02-26, 14:09 Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
Bonaj witaj w klubie pełnym czworonogów Masz rację - trzeba pozwolić, aby czas zrobił swoje. Pamięci nie wymaże, ale ból kiedyś złagodzi...
Liszka dziękuję, że podzieliłaś się ze mną swoimi uczuciami. Bardzo mi pomogły. Przeżyłam już wcześniej żałoby w swoim życiu, ale nie przypominam sobie, żeby przekładały się na aż ból fizyczny, jak widać również na twoim przykładzie jest to możliwe.
Dziękuję zwłaszcza za słowa: "Mamy nie ma i to straszne, ale przecież żyła wtedy, kiedy mnie nie było. Teraz ja mogę żyć w czasie, kiedy jej nie ma tutaj." Pewnie będę musiała powtórzyć je odpowiednią ilość razy, ale w końcu może przestanę mieć wyrzuty sumienia, że wciąż oddycham, choć tacie tego oddechu już zabrakło... |
Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
emes
Odpowiedzi: 36
Wyświetleń: 19627
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2019-02-23, 17:42 Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
Reszko dziękuję, na ciebie zawsze można liczyć. Wydawałoby się, że to takie proste rzeczy, że każdy z nas powinien o tym wiedzieć, a tymczasem dopiero przeczytane czarno na białym do nas dociera i staje się zrozumiałe. Trafiłaś w sedno z tym "nawet jeśli będzie o kroczek do przodu, a potem kroczek do tyłu". Przekonałam się dokładnie o tym dziś rano. Od dwóch dni wydawało mi się, że coś ruszyło do przodu, chcąc czymś zająć mamę częściej u niej byłam, zaproponowałam jej wyjazd, więc przy okazji i sama "przewietrzyłam" trochę głowę. Zapomnieć się nie da, bo za dużo rzeczy przypomina mi tatę, ale zawsze to inaczej niż siedzieć samej w domu... A dzisiaj wystarczył jeden post na tym forum syna piszącego o swoim tacie, żebym znów zalała się łzami... No cóż może kiedyś nadejdzie czas, gdy wspomnienia taty będą wywoływały uśmiech, nostalgię, ale nie będą przeszywały bólem?... Póki co czekam cierpliwie na "zdjęcie gipsu"
Liszka ja bym powiedziała, że pytanie czy "zrobiłam wszystko" zadaje sobie niemal każda osoba na tym forum. Pewnie też z tego powodu tak chętnie korzystamy z rad tutaj udzielanych, aby mieć maksimum pewności, że nasze postępowanie jest właściwe. Kiedyś trafiłam na taką radę udzieloną przez panią dr Madzia70: "Teraz możecie przyjąć dwie postawy:
1. decyzja --> (ewentualne niepowodzenie) --> żal i poczucie winy, że nie wybrało się tego drugiego;
2. decyzja --> (ewentualne niepowodzenie) --> poczucie dobrze spełnionego obowiązku i poczucie, że zrobiło się wszystko, co w naszej mocy, żeby - na podstawie wszystkich dostępnych danych - podjąć jak najlepszą decyzję"
i w sytuacjach gdy musieliśmy podejmować trudne decyzje za tatę starałam się o niej pamiętać. Niestety życie to nie gra komputerowa, nie da się wrócić na start i zobaczyć, co by było gdybyśmy wybrali inną drogę. Czytałam twój wątek i jestem pełna podziwu dla ciebie.
Czy teraz już czujesz się lepiej? Przeszło samo, czy jednak kardiolodzy coś znaleźli? |
Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
emes
Odpowiedzi: 36
Wyświetleń: 19627
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2019-02-20, 13:05 Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
Reszka.78 napisał/a: | Emes Jednym z prostszych rozwiązań, choć nie koniecznie najmądrzejszym byłoby chyba zwierzątko |
Oj kochana, tak się składa, że mam już trzy psiaki, że o kocie nie wspomnę, i obawiam się, że kolejnego zdrowie psychiczne mojego męża mogłoby nie wytrzymać
"Żeby jak najdłużej móc zatrzymać jej zapach. Ktoś może uważać to za dziwactwo"
Nie wiem czy to dziwactwo, ale gdy zmarł tata chciałam z całych sił przytulić do serca piżamę, w której zmarł... żeby choć w ten sposób poczuć jego obecność... Jakkolwiek groteskowo by to nie brzmiało. Okazało się jednak, że u mnie jest tylko piżama z poprzedniego dnia, a tamtą zabrała mama. I sama nie wiem, czy bardziej mnie to zasmuciło czy dało ulgę...
Nadal nie umiem wygrzebać się z tego marazmu, w którym ugrzęzłam po śmierci taty... Nie to, żebym nie próbowała. W weekend była piękna wiosenna pogoda, więc zebrałam się w sobie, żeby dać jej szansę na pocieszenie mnie. Wiadomo - wit. D, te sprawy... Wyszłam do ogrodu, wszędzie znaki budzącej się do życia przyrody, zazwyczaj gęba śmiała mi się sama na widok każdego zielonego elementu, a tymczasem nie umiałam pogodzić tego z myślą, że ta osoba którą by się najbardziej chciało, nie obudzi się już nigdy No i skończyła się moja próba docenienia wiosny. Pojechałam do taty na cmentarz, w miarę podchodzenia do grobu słyszałam coraz głośniejsze bzyczenie Chwilę trwało, zanim dotarło do mnie co widzę - rój pszczół krążący na przywiędłych już kwiatach... Dodawszy do tego środek lutego - widok był wręcz surrealistyczny.
Na dodatek w poniedziałek była pierwsza msza za tatę (z ponad dwudziestu zamówionych przez uczestników pogrzebu). Ksiądz zaintonował "wieczny odpoczynek", a mnie ścięło. Wczorajszy dzień przeżyłam niczym zombi. Zresztą jak niemal każdy inny dzień.
I to wcale nie tak, że ja chcę aby tak było, próbuję przełączyć się na normalny tryb, nadrobić wszystkie zaległości, cóż z tego, skoro moje siły fizyczne wyczerpują się po ugotowaniu obiadu, lub nastawieniu jednego cyklu pralki? Czuję się tak, jakby moje serce cały czas coś ściskało i nie pozwalało nawet normalnie oddychać. Po wniesieniu kosza z praniem na piętro muszę najpierw odpocząć, dopiero mogę zabrać się za rozwieszenie ubrań na suszarce. W głowie mi aż pulsuje z wysiłku, jakbym właśnie przebiegła maraton. Czy to normalne? Czy aż tak może objawiać się żałoba? |
Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
emes
Odpowiedzi: 36
Wyświetleń: 19627
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2019-02-15, 19:04 Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
Reszko spięłam się i poszłam do tego laryngologa, choć gdy zadzwonił budzik znów pomyślałam "jutro pójdę". Dobrze że jutro sobota, to już nie było jak przekładać Ponoć nic tam nie ma, a dolegliwości spowodowane są zgagą Gardło boli, że nawet ślinę trudno przełknąć, ale skoro lekarka tak mówi, to niech jej będzie.
Masz absolutną rację w tym jak opisałaś wizyty na grobach niektórych ludzi, ale nie zmienia to faktu, że gdy tata żył nasza opieka nad nim wypełniała nam całe dnie, a teraz zapalenie znicza trwa minutkę i to przy niepomyślnych wiatrach... Czym wypełnić resztę czasu? Zajęć jest oczywiście mnóstwo, tylko widzisz tak długo funkcjonowałam normalnie tylko w strefach dotyczących taty, że teraz trudno wskoczyć mi w "zwykły tryb". A strefa dotycząca taty skurczyła się nagle do wcześniej wspomnianego znicza... Strasznie trudne to wszystko.
Kochana z jakimi buciorami? Przecież gdybym nie chciała się zwierzać, to bym tego nie robiła. Mnie pomaga obecność na tym forum, pisanie o moich emocjach, a mama nie potrafi obsługiwać komputera. Ma tylko nas. Bo prawda jest niestety taka, że nikt kto nie przeszedł przez to samo nie zrozumie tak naprawdę jak to jest. Często zamiast pomóc tylko doda bólu jakimś głupim komentarzem.
Staram się oczywiście jakoś wspierać mamę, powtarzam jej że każdy wyraz żalu jest dobry itd. Zaraz po śmierci zastanawiała się co zrobić z ubraniami taty, zaproponowałam że jeśli chce to możemy zawieźć je do DPS-u, bo niektórzy tak robią. Ale dzisiaj powiedziała mi przez telefon, że otworzyła szafkę i nie mogła nic z niej wyjąć, bo to tak jakby już całkowicie chciała wyrzucić tatę... A widok jego ubrań tym bardziej wszystko przypomina. Nie ma dobrych rozwiązań. Odpowiedziałam tylko, że jeśli będzie chciała to może liczyć na moją pomoc, ale sama zdecyduje kiedy to zrobimy.
Mam nadzieję, że to co napisałaś jako "po czwarte" się spełni. Dziękuję.
Liszka dopiskiem wywołałaś mój uśmiech, a to niełatwe ostatnio, więc dziękuję To piękne co opisałaś, aż ci tego zazdroszczę. Ja jedynie mam fotograficzną pamięć, więc tak jakbym miała pewne kadry z tatą w roli głównej cały czas przed oczami. |
Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
emes
Odpowiedzi: 36
Wyświetleń: 19627
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2019-02-14, 19:48 Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
Ja zawsze byłam realistką, nie wierzyłam w takie historie, ale teraz tak strasznie tęsknię za tatą, że chętnie uwierzyłabym w takie znaki, żeby tylko "poczuć" obecność taty...
Jak się czuję? Jakby ktoś przysypał mnie stertą różnych rzeczy, a ja nawet nie mam ochoty się spod tego wygrzebywać
Normalnie pewnie rzuciłabym się w wir pracy, ale ten sposób odpada z prostego powodu - nie mam na to sił. Gdy żył tata potrafiłam wykrzesywać z siebie wciąż nowe ich pokłady, musiałam bo przecież tata mnie potrzebował, a on był najważniejszy. Teraz mam wrażenie, że wyczerpałam zapasy sił z wielu przyszłych miesięcy. Do tego od kilku miesięcy mam coś paskudnego w gardle, cały czas boli, jest jakieś opuchnięte. Kiedyś przy okazji wizyty u lekarki POZ w sprawie taty zgłosiłam i swoje dolegliwości, dostałam antybiotyk, ale niewiele pomógł. Od ponad tygodnia mam skierowanie do laryngologa, ale jakoś nie wystarczyło motywacji, żeby się tam zgłosić... Może jutro?
Odsuwanie od siebie myśli o tacie też raczej się nie opłaci, bo te chwile wcale nie mijają wtedy "bezboleśnie", ból i smutek gromadzą się tylko jak woda za tamą, a potem uderzają z taką siłą, że znów leją się łzy, a ja wracam na start.
Tyle rzeczy, tyle sytuacji przypomina mi tatę, widzę go takiego pełnego życia jakim zawsze był i za każdym razem uświadamiam sobie, że to już nigdy nie wróci... Nie potrafię przejechać obok cmentarza nie wstąpiwszy, patrzę na ten stos kwiatów, zapalam znicz i znów płyną łzy - smutku, tęsknoty i bezsilności, że już tylko tyle mogę zrobić dla taty. Po trzech i pół m-cu podczas których tata był centrum wszechświata to tak cholernie mało...
Więc najchętniej schowałabym się pod kocem przed całym światem, który "nic nie rozumie", ale się nie da.
Boję się też o mamę. Poznali się z tatą, gdy byli jeszcze wręcz dziećmi. Bardzo młodo się pobrali, więc całe swoje dorosłe życie spędzili razem, niemal 50 lat razem, a teraz nagle sama. Jest strasznie przygaszona, schudła... A ja nie wiem jak jej pomóc. Co powiedzieć? Że będzie dobrze? żeby się nie smuciła? Przecież sama w to nie wierzę. |
Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
emes
Odpowiedzi: 36
Wyświetleń: 19627
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2019-02-12, 17:58 Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
Reszko nawet nie wiem co na to napisać - mam nadzieję, że książka była chociaż w miękkiej oprawie |
Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
emes
Odpowiedzi: 36
Wyświetleń: 19627
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2019-02-07, 14:18 Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
Reszko właśnie tak teraz postaram się myśleć o tacie. Nie zmniejsza to bólu po rozstaniu, na to jest jeszcze dużo za wcześnie, ale może choć odrobinę ułatwi dalsze życie...
Ewuniu twoje życzenia się spełniły - wczoraj po raz pierwszy przyśnił mi się tata. Siedział za stołem w tej samej sali, w której odbywał się poczęstunek po pogrzebie, razem z nim mnóstwo ludzi, on zadowolony, rozgadany, taki jaki był przed chorobą. Przebudziłam się w nocy i tak strasznie chciałam, żebym zapamiętała ten sen. Był dłuższy, ale tę jedną scenę pamiętam doskonale. Pamiętam też jak siedziałam w tym samym miejscu wtedy na stypie, patrzyłam na tych wszystkich ludzi (było ich ok. 70) i zastanawiałam się dlaczego jeszcze ta jedna osoba nie mogła się tu zmieścić? I pomyśleć tylko, że ja - twardo stąpająca po ziemi realistka - dopatruję się znaczenia w każdym śnie, marzę żeby tata dał jakikolwiek znak... |
Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
emes
Odpowiedzi: 36
Wyświetleń: 19627
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2019-02-06, 09:53 Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
Moja droga Reszko tak pięknie to napisałaś, że aż się popłakałam. Dziękuję
I masz rację - tata pewnie nie jest sam, mama słyszała jak w nocy jakby rozmawiał ze swoim zmarłym ojcem, wołał "tatusiu", w czwartek kilka razy powtórzył mnie i siostrze, że przyjdzie do nas jego stryjek (zmarł z dwadzieścia lat temu, a tata bardzo go lubił), dopiero gdy powiedziałam "dobrze tato, niech przyjdzie" uspokoił się i zasnął. Potem słyszałam jeszcze jak mówi o swoim koledze z młodości. Mam nadzieję, że teraz jest z nimi, ze swoją mamą, która zmarła w wieku zaledwie 54 lat i za którą tata cały czas tęsknił... |
Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
emes
Odpowiedzi: 36
Wyświetleń: 19627
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2019-02-05, 19:06 Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
Reszka.78 żadne problemy odbierające nam radość życia to nie pikuś. Mam nadzieję, że sanie odjechały już hen daleko
Twoje słowa wcale nie brzmią dziwnie, wiem że tata najchętniej oszczędziłby nam przykrych widoków. Pamiętam jak w szpitalu prowadzałam go do ubikacji, bo na początku kręciło mu się w głowie i bałam się, żeby nie upadł. Przy zwykłym siku jeszcze się na to godził, ale gdy przyszło do "brązowego alarmu" zdecydowanie się sprzeciwił, żebym mu pomogła. Choć usilnie starałam się przekonać go, że to najnormalniejsza rzecz na świecie i nie mam z tym żadnych problemów, uparł się, żebym poczekała na niego za drzwiami. Tym razem też by pewnie chciał nas ochronić przed widokiem własnej śmierci. Inna sprawa, że ja nie powinnam mu na to pozwolić. Choćby ten widok miał mi kompletnie złamać serce...
Jednak dziękuję ci za to co napisałaś, bo dotarło do mnie coś, co wcześniej wyrzuty sumienia nie pozwoliły przyjąć mi do wiadomości. Stałam przy trumnie taty i cały czas przepraszałam go za to, że mnie przy nim nie było, że być może nie miał mu kto podać pić... Pytałam, czy mi to wybaczy?... A po stypie podeszła do mnie jedna z kuzynek i opowiedziała coś dziwnego. Jej siostra (ta chrześnica taty, która miała wesele w sierpniu) miała jakiś zorganizowany wyjazd za granicę w tym czasie gdy zmarł tata. Rodzina powiadomiła ją dopiero w środę, a ona opowiadała, że w tych trzech dniach, gdy jeszcze o niczym nie wiedziała mój tata śnił jej się dwa razy. W śnie jakby się gdzieś wybierał, mówił taki zadowolony, że jeszcze sobie pojadł, popił i teraz będzie miał siłę, żeby jechać... Może tylko się łudzę, ale chcę wierzyć, że to była jego odpowiedź...
EwaEwa kochana nic nie zaśmiecasz, twoje żale to również moje. Przeczytałam twoją historię i bardzo bardzo ci współczuję. Śmierć jednego z rodziców napawa smutkiem na długo, a ty musiałaś przez to przechodzić aż dwa razy... Nawet nie próbuję sobie wyobrazić co czujesz... A mimo to znalazłaś siłę, żeby pocieszać mnie. To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
Myślałam, że po pogrzebie będzie ciut lżej, że będzie można już wczołgać się do swojej skorupki i powoli lizać rany... Ale wcale nie jest łatwiej. Rodzice zawsze byli ważną częścią mojego życia i choć od ładnych paru lat nie mieszkam już z nimi, to jednak często ich odwiedzałam. Nie ma więc takiej rzeczy, takiego miejsca które nie przypominałoby mi teraz o tacie. Najskuteczniejszymi "pocieszaczami" dla mnie był ogród i zakup nowych butów. W ogrodzie jednak nie zapomnę o tacie, bo choć na początku podśmiewywał się z mojej i siostry manii, tak później i on dał się wciągnąć w to szaleństwo, komentował nasze kwiatki, mówił które mu się podobają, albo wracał od kogoś i opisywał jakie rosną u tej osoby. I tu zaczynała się godzinna dyskusja nad nazwą tej roślinki, bo i opis nie do końca bywał precyzyjny i kolor nieraz się tacie mylił Została druga opcja... Cóż z tego skoro po wejściu do sklepu od razu przypomniało mi się, jak byłam tam z tatą ostatni raz. Był taki zadowolony, że wreszcie znalazł sobie wygodne kapcie, doradziłam mu, żeby wziął sobie drugą parę na zapas... nigdy nie zdążył jej nawet raz założyć...
Potem przejeżdżałam obok cmentarza, mimo późnej pory nie mogłam przejechać nie wstąpiwszy do taty... Zapaliłam nowy znicz - tak jak wcześniej zaświecałam lampkę w pokoju taty, żeby nie raziło go w oczy górne światło, zamiast kołdry poprawiłam szarfy... popatrzyłam na ten stos kwiatów i na samą myśl, że tam głęboko pod nimi leży mój samotny teraz tatuś wybuchłam płaczem.
Nie potrafię choć na chwilę o nim zapomnieć. Ciągle mam go przed oczami. Jest ostatnią myślą przed zaśnięciem i pierwszą po przebudzeniu. Odszedł niedawno, a już tak bardzo mi go brakuje... |
Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
emes
Odpowiedzi: 36
Wyświetleń: 19627
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2019-02-03, 19:07 Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
Reszka.78 dziękuję za twoje słowa. Czytałam w twoim wątku z jakimi problemami się zmagasz, ale byłam wtedy tak otępiała, że nie byłam w stanie nic napisać... Tym bardziej podziwiam ciebie, że mimo to znalazłaś w sobie siłę by tak ciepło przywitać mnie.
marzena66 nie mogę i nawet nie chcę zapomnieć o chorobie taty, to jest przecież część jego historii, ostatnie miesiące jego życia... Przebywając z wami czuję się jakbym była bliżej taty. Wiem że nie ma gotowego lekarstwa, a szkoda.
Wczoraj zgodnie z planem nastąpiło domknięcie historii taty. Jeżeli pogrzeb może być piękny, to ten taty taki właśnie był. Z racji pracy mojej siostry mszę odprawiało trzech księży, dwóch organistów śpiewało na przemian pieśni. Był pełniutki kościół ludzi. I o ile życie taty nie zawsze było usłane różami, tak ostatnią drogę żałobnicy wyściełali mu niemal łanami kwiatów. Jeden z księży powiedział, że gdy spojrzał na kościół od ołtarza to był w szoku, bo tyle ludzi to on widuje w Boże Narodzenie. Ja osobiście na podobnym pogrzebie byłam wtedy, gdy zmarł lekarz, który całe życie pracował w naszym ośrodku zdrowia. A przecież tata nie był żadnym "lokalnym VIP-em", był zwykłym człowiekiem, który potrafił jednak zjednywać sobie ludzi. Zawsze śmialiśmy się z łatwości z jaką zdobywał nowych znajomych, wszędzie gdzie tylko pojechaliśmy w kilka minut ugadywał się już w najlepsze z przypadkowymi ludźmi, nie przeszkadzał mu nawet fakt, że niektórzy z nich w ogóle nie mówili w jego języku
Nie udało się niestety uniknąć łez, więc jeśli to prawda, że nasi bliscy zmarli niosą nasze łzy, to dobrze, że tata był całe życie silnym mężczyzną, bo inaczej w żadnym razie by ich nie udźwigał... Sama jedna zszykowałam mu solidne wiadro
Najwięcej emocji było oczywiście podczas pożegnania w kaplicy. Tak przystojnie wyglądał w garniturze, który zaledwie w sierpniu wybieraliśmy mu na wesele jego chrześnicy... Ze łzami poprawiłam mu krawat, wygładziłam połę marynarki, strzepnęłam jakieś paproszki ze spodni (tata ich nie znosił)... Nie mogłam odejść od jego trumny. Tyle razy stałam przy jego łóżku, że miałam wrażenie że robię to nadal. W pewnej chwili przyłapałam się na tym, że wpatruję się w klatkę piersiową wypatrując oddychania... Tak robiłam po operacji lub gdy spał, bo miał chwilowe bezdechy.
Najgorsze było jednak, gdy trzeba było zamknąć wieko trumny, gdy mogłam przytulić się do taty wiedząc, że po raz ostatni w życiu, że nigdy więcej go nie zobaczę...
Na dodatek do żalu dołączyły wyrzuty sumienia, bo nie było mnie przy tacie w chwili jego śmierci Siedzieliśmy przy tacie po całych dniach, w sobotę od rana była siostra, potem dojechałyśmy z mamą. W trzy siedziałyśmy do 19-tej, siostra z mamą już ledwo siedziały, więc przekonałam je, żeby już jechały do domu, ja chciałam zostać całą noc. Ale późnym wieczorem przyjechał jeszcze mój brat, który akurat cierpiał na korzonki. Widziałam jak cierpi, a nie chciał zostawić mnie samą i wrócić do domu. Więc po 23-ej powiedziałam, żebyśmy się zbierali. Poszłam jeszcze do pielęgniarek, napisałam im mój numer telefonu i prosiłam, żeby dzwoniły o każdej porze, gdyby "coś" zaczęło się dziać. Obiecały, że to zrobią. Wróciłam do taty, zwilżyłam mu po raz ostatni język, dotknęłam stóp. Nadal były takie cieplutkie, że wręcz ofuknęłam się w myślach, że jakbym wyglądała śmierci taty. W poprzednie dni wymykałam się po cichutku z sali, gdy tata zasypiał, więc nie chciałam go obudzić pocałunkiem, ale tym razem wiedziałam, że po morfinie tata śpi mocno, pocałowałam go więc i dopiero wyszłam. Przed szpitalem ustaliliśmy jeszcze z bratem, kto kiedy pojedzie do taty w niedzielę, z samego rana miał jechać mój mąż, żebym ja mogła trochę odpocząć. Po 24-ej położyłam się spać pogłaszając jeszcze dzwonek telefonu. A potem moje ciało mnie zdradziło... O ile we wcześniejsze noce budziłam się wielokrotnie, tak tej nocy spałam w najlepsze. Aż zadzwonił telefon... Od razu wiedziałam kto dzwoni i że ja już nie zdążę... Mąż był w drodze do szpitala... Pojechałam jeszcze do taty, tylko po co?... skoro zabrakło mnie wtedy, gdy mnie potrzebował najbardziej? Tyle dni spędziłam przy jego łóżku, cóż by znaczyło jeszcze te 7 godzin? I w niczym nie pomaga fakt, że tata pod wpływem morfiny pewnie nawet nie zauważyłby mojej obecności...
[ Dodano: 2019-02-03, 19:18 ]
EwaEwa napisanie wczesniejszego posta tyle mi zajęło, że nie widziałam twojego wpisu.
Masz rację - tydzień to bardzo długo, jednak tak zdecydowały mama z siostrą, bo część rodziny była za granicą, a wnuczka taty miała sesję egzaminacyjną.
Na początku zastanawiałam się kto i po co wymyślił ten cały zwyczaj z pogrzebem, stypą... ale potem doszłam do wniosku, że to wszystko po to, aby rodzina miała się czym zająć, miała jakiś powód, żeby w ogóle wstać z łóżka. Najgorszy był piątek, kiedy do zrobienia nie zostało już nic...
Dziękuję, że podzieliłaś się ze mną swoimi odczuciami, ja swoich nie potrafiłam jeszcze określić, ale trafiłaś w sedno, mogę już tylko podpisać się pod twoimi słowami.
Strasznie mi przykro, że i ty musiałaś przez to przejść i to aż dwukrotnie Czy oboje twoich rodziców zmarło na raka? |
Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
emes
Odpowiedzi: 36
Wyświetleń: 19627
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2019-02-01, 17:51 Temat: tak tu jeszcze sobie z wami posiedzę... |
Historia mojego taty dobiegła końca. Kciuków nie ma za co już trzymać, ale nie wiem gdzie indziej mogłabym umieścić swoje posty, a jakoś nie umiem się z wami rozstać...
Nie będę przecież pisać w wątku merytorycznym, bo już nikt nie może pomóc mojemu tacie, a nie będę zabierać "miejsca" tym, którzy jeszcze na taką pomoc szansę mają. Podziękowałam już tam za wsparcie i pewnie powinnam elegancko "spadać", czemu więc nie mogę się na to zdobyć? Czemu wciąż snuję się na forum niczym duch? czytam wasze historie, trzymam kciuki gdy walczycie, cieszę się gdy wygrywacie i płaczę razem z wami, kiedy piszecie, że jednak historia nie zakończyła się happy endem...
Jutro pogrzeb mojego taty, a ja chciałabym tylko zasnąć i obudzić się dopiero w niedzielę... albo jeszcze lepiej wtedy, gdy nie będzie już bolało...
[ Dodano: 2019-02-01, 18:10 ]
Sami widzicie gdzie ja mam ostatnio głowę?... Przecież ten wątek powinnam raczej założyć w dziale psychoonkologia.
Czy mogę prosić moderatorów o przeniesienie? |
|
|