1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Jak poradziś sobie ze śmiercią mamy? ;( |
bladze
Odpowiedzi: 94
Wyświetleń: 64648
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2013-04-03, 23:20 Temat: Jak poradziś sobie ze śmiercią mamy? ;( |
jo_a ale wątek trwa od kilku stron i nikt się nie przyczepił że tak powiem...
A emocje są. Są zarówno w chorobie, jak i po.
Gdy na raka choruje członek rodziny, to choruje cała rodzina.
Gdy umiera na raka członek rodziny, to cała rodzina nagle nie zdrowieje... ale i nie umiera, choć wiele z nas prawdopodobnie by chciało (opieram się na własnych odczuciach i interpretacji niektórych postów).
Spędzam tu dużo czasu, czytam i czasami potrzebuję coś napisać, coś, czego nie jestem w stanie wymówić, no i jak mam rozczulać się wiecznie przy mężu?! To Jego Mama umarła, nie moja! On powinien płakać, nie ogarniać nic! Ja powinnam być silna, zająć się domem, dzieckiem, pracą, studiami...
Zatem dokąd się udać, by napisać o żałobie? O tym co z NAMI, z rodziną dzieje się później!? Sama pytałam co będzie jak Mama umrze odbicie w lustrze co noc, dzięki Wam w porę to sama pojęłam, właśnie to, że Ona umrze, że czasami nie ma nawet szans na ratunek. Gdybym nie widziała, że TU nadal SĄ ludzie, którzy stracili kogoś bliskiego, że TU ludzie zostali...
Że po tym, jak Mama umrze świat będzie trwał nadal, a my w nim...
Przepraszam, jeśli to nie odpowiednie miejsce.
Proszę o wskazanie onego. |
Temat: Jak poradziś sobie ze śmiercią mamy? ;( |
bladze
Odpowiedzi: 94
Wyświetleń: 64648
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2013-04-02, 09:27 Temat: Jak poradziś sobie ze śmiercią mamy? ;( |
Daga zadbaj o to dziecko, przecież Twoja Mama byłaby z niego dumna, prawda? Kochałaby je nad życie!
Miesiąc temu czuwaliśmy przy łóżku mamy, nie działały już nerki, jelita...
Dziś nie działa już nic, Mama nie cierpi, ale zostało tyle pytań, mam tyle wyrzutów... Że odeszła szybciej przez moją kłótnię z drugą synową, że wiedziałam co trzeba zrobić i nie wywalczyłam tego, że jak dzwonię to operator informuje "wybrany numer jest nieprawidłowy" i to jak obuchem w łeb, bo mam nadzieję, że to wszystko to był sen. Wyłączony telefon jak kubeł zimnej wody. Wczoraj przepłakałam cały wieczór, zasnęłam zapłakana. A dziś nie dałam rady wstać i iść do pracy. Bo po pracy trzeba odebrać dziecko z przedszkola, w biegu, w pośpiechu biec do psa, który jest za długo jak na swój stan i wiek w domu, trzeba słuchać jak dziecko mówi "mamusiu, bo ja już tak długo nie widziałem Babci..." albo gorsze, bo serce pęka "mamusiu chcę się zobaczyć z Babcią". Babcia go odbierała z przedszkola, potem szli z psem na spacer, tylko, że nikt wtedy nie biegł, nie spieszył się. Dziś wiem, że Mama już wtedy nie miała siły.
Nie, ze śmiercią matki nie da się, nic się nie da. A ludzie wokół mówią, że co się przejmuję, że to tylko teściowa.
Wczoraj podjęłam decyzję, że jeśli moja matka znajdzie się w takim stanie i ja się o tym dowiem, to zaopiekuję się nią. Trzeba umieć wybaczać, a to by była forma terapii dla mnie.
Tymczasem... chyba znów się rozpłaczę.
Miesiąc temu Mama tu była! |
|
|