1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Jak poradziś sobie ze śmiercią mamy? ;( |
alicjaBa
Odpowiedzi: 94
Wyświetleń: 64648
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2013-03-18, 15:56 Temat: Jak poradziś sobie ze śmiercią mamy? ;( |
Dziś znalazłam to forum , szukam czegoś , kogoś sama nie wiem czego ........ wczoraj mineły 3 miesiące od śmierci mojej ukochanej Mamuni!! nie potrafie się pogodzić z jej smiercia , walczyłysmy 2,5 miesiaca ze szpiczakiem mnogim to rak kości , szpiku i krwi, choroba przyszła nagle, nagle dla nas bo pewnie mama chorowała na nią już dobre kilka lat a dopiero 4.10.12 zdiagnozowano go i od tego dnia było tylko gorzej , moja mamunia czuła się co raz słabiej , wysiadły całkowicie nerki , była dializowana, choroba niedokrwienna serca, silna anemia, złamany kregosłup mimo to nie poddawała się , chciała walczyć , żyła nadzieja że z czasem bedzie lepiej , że chemia pomoże, że minie ból i ze sama będzie mogła się chociaż umyć...... niestety 17.12.12. trafiła o godz.3 nad ranem do szpitala z zatorem płucnym ,udarem , mocznica , paraliżem i silnym niedokrwieniem serca zmarła po 12 godzinach . Byłam przy niej do końca, widziałam jej ból i męke ,nie potrafiła juz mówić a tak bardzo chciała cos mi powiedzieć .Ja stojąc przy jej łóżku widziałam ze jest źle ale do końca miałam nadzieje że bedzie dobrze.Cała chorobe tak Jej mówiłam, bedzie dobrze, choć w głębi duszy strasznie sie bałam , bałam się co z Nią będzie jutro, za tydzień za godzine , czy nie bedzie gorzej.Cierpiałam razem z Nia , czułam Jej ból, w dniu Jej umierania to była gehenna i koszmar , strach , lęk paralizowały mnie , całowałam Ją przytulałam, głaskałam , chciałam by wróciła do nas, do życia, by przestało Ją boleć , prosiłam Boga że jak będzie dobrze ma mi Ją zostawić a jak ma być jeszcze gorzej niech Ją zabierze ....... i zabrał o 16:00 17.12.12. tydzień przed wigilia a dzień wczesniej planowałyśmy że będziemy pierogi razem kleić.Śmiała sie , cieszyła bo kilka dni wczesniej dokałdnie 14.12 lekarze z hematologii powiedzieli że wyniki sie polepszyły , że leczenie zaczęło przynosić rezultat i ze zmienią jej lek na Valcade , była taka szczęśliwa a ja fruwałam i dziekowałam Bogu za cud.Śmierć przyszła nagle i niespodziewanie. Od 3 miesięcy nie potrafię żyć , umarłam razem z Nią ,była moim powietrzem ,sercem, bogiem ,aniołem, sensem zycia , miałam tylko Ją , zostałam zupełnie sama. Nie sypiam , nie funkcjonuję jako człowiek , nie ma chęci do niczego , nic nie ma dla mnie sensu, nie potrafie tego zrozumiec , moja wiara została zachwiana , chce wierzyć że Ona gdzies jest , że kiedyś Ją jeszcze zobacze , usłysze Jej ciepłe słowo, Jej troske o mnie, mimo choroby , tak ciężkiej choroby myślała o mnie , zawsze , troszczyła się .Byłyśmy ze sobą bardzo zżyte , paradoksalnie te ostatnie 2,5 miesiąca Jej zycia były dla nas najcudowniejsze, byłyśmy jednościa , przebywałam z Nia w każdym szpitalu 24 H / dobe , spałam na krzesle , byłam jej całkowicie oddana , duzo smiałyśmy sie , żartowałysmy , rozmawiałyśmy a mimo to odeszła za szybko , tak duzo zostało nie powiedziane, nie zrobione ,Ona sama bardzo nie chciała umierac ,miała plany, nadzieje, do dziś widze Jej oczy , Jej błagalne spojrzenie a zarazem strach w Jej oczach, to wszystko wraca do mnie uporczywie dzień w dzień , jestem wściekła na cały swiat że nadal istnieje a Jej już nie ma , że świat zachowuje się jakby nic się nie stało a stało się!!!! straciłam najcudowniejszą osobę w moim zyciu i nie potrafie sobie z tym poradzić , wszyscy znajomi pytają sie ciągle " i co lepiej juz" ja odpowiadam ze tak ze złościa , mam dość takich pytań i głupich pocieszań typu " że takie życie, tak musi byc , kazdy z nas to przezywa" itp, drażnią mnie głupie uwagi i ciągłe uspakajanie mnie jak płacze " przestań już , nie histeryzuj, jestes dorosła a zachowujesz sie jak dziecko" jakie to wkurzające!!!!! Nikt mnie nie rozumie i nie zrozumie już nigdy tak jak Mama mnie rozumiała ............... denerwuje mnie ignorancja mojego bólu i cierpienia przez ludzi, sprowadzają to do poziomu " och nie ty pierwsza i nie ostatnia", do poziomu banału życia , Nie radze sobie , po prostu nie mam sił by życ , chce Ja przytulić znów, pocałowac , pogłaskać , zobaczyć Jej uśmiech,Jej ciepłe spojrzenie , usłyszec ciepły , kojący głos , chce by wróciło tamto zycie , chciałbym Ja mieć nawet tak bardzo chora , mogłabym wszystko przy Niej robić ale z drugiej strony wiem że to egoistyczne , że to Ona cierpiała ból fizyczny nie do zniesienia , to Ona miała w głowie ciągle dudniący wyrok - nowotwór złośliwy, nieuleczalny" , to Ona bała się każdej godziny, kazdego dnia, to Ona straciła sens życia mimo ze usilnie chciała go mieć nadal ...........Wiem że to egoizm miec Ją przy sobie kosztem Jej cierpienia ale ja po prostu chce Ją widziec , czuć i słyszec , myśl że już NIGDY W ŻYCIU Jej nie zobaczę paraliżuje mnie i przeraża , jak żyć bez Niej , jak ???????? ucze się tego ale nie umiem ........ ciągle patrze na Jej zdjęcia choć nie chcę , choć to sprawia mi większe cierpienie , widze Ją usmiechniętą i pogodna , radosną , rozmawiam z Nią , chce wierzyć ze je st przy mnie ........Nie umiem odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości, wiem że kazdy musi przezyc sam swój ból, i każdy przezywa to na swój sposób ale chciałabym żeby ktoś mi pomógł , nie wiem jak , nie wiem w czym , może chociaz żeby ktoś mnie wysłuchał , żeby ktoś chciał słuchac , niestety nie mam nikogo koło siebie, w swoim otoczeniu kto chciałby wysłuchiwac mojego bólu , smutku, kto chciałby usłyszec jaka moja Mamunia była cudowna, co przezywała Ona i ja , co przezywam teraz Ja , jestem sama ze swoim bólem , gadam do Jej zdjęć , wyję, płaczę , zanoszę się ...........w samotności , potrzebuję chyba by ktos mnie tylko przytulił i słuchał ......... nic nie mówił ale ludzie nie potrafia słuchac .... |
|
|