1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Znalezionych wyników: 5
DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna
Autor Wiadomość
  Temat: Rak płuca z przerzutami odległymi.
Maciekkolo

Odpowiedzi: 20
Wyświetleń: 9679

PostDział: Nowotwory płuca i opłucnej   Wysłany: 2016-01-02, 18:09   Temat: Rak płuca z przerzutami odległymi.
Witajcie Przyjaciele, obiecałem że wrócę i jestem.

Mineło trzy miesiące od śmierci mojego ojca. Wróciłem aby opowiedzieć wam o przemyśleniach związanych z czasem choroby ojca, o tym co i jak robiłem, jak wykorzystałem czas w tamtym okresie, czy dobrze czy żle. I wiecie co wam powiem? Uważam że żle!

Właśnie dlatego wróciłem do was aby powiedzieć wam o czymś co chodzi mi po głowie od dłuższego czasu.

Kochani, wszyscy którzy jako rodzina chorego borykamy się z rzeczywistością polskiej medycyny, wiemya raczej nie wiemy jak i co należy robić w przypadku choroby najbliższej nam osoby. Najczęściej trafiamy do lekarza który kieruje nas dalej, ten następny dalej i itd. Znajomi , sąsiedzi i dalsza rodzina próbuje nam pomóc a my chłoniemy nowe informacje i się gubimy. Polegamy na innych marnując czas.

I właśnie o czas mi chodzi. Ja swój czas z marnowałem niesamowicie jeśli chodzi o oczekiwania na badania i wizyty, czas ten mogłem wykorzystać zdecydowanie lepiej i efektywniej.
Ale do rzeczy!

Wpadłem na pomysł aby stworzyć strukturę osób które przechodziły przez całą machinę leczniczą i mogą powiedzieć że są "Profesjonalistami" jak postępować aby nie marnować czasu. Gdyby udało się zebrać ludzi którzy stworzyliby grupy wsparcia, ale nie takie internetowe ale takie "żywe" które to grupy zrzeszałyby ludzi np. danego powiatu, znające realia danego terenu, a do tego w tych grupach byłyby osoby "profesjonaliści" z danego przypadku np. jak w moim przypadku Rak płuc,

To moglibyśmy pomagać tym zagubionym rodzinom, którzy czasami jak ja, mają pierwszy raz do czynienia z rakiem.

Ja osobiście mieszkam w mieście 30 tyś, oddalonym od Poznańskiego Centrum onkologicznego o 130 km. Posiadam wiedzę co i jak, gdzie uderzać, posiadam wiedzę, na pewno dla nie jednych nieosiągalną na początku choroby kogoś z rodziny.

Taki Powiatowy Wolontariat,z rodziną i chorym pojechać, pokazać, wytłumaczyć, zadzwonić. Działać żeby ta rodzina miała wsparcie jakiego ja nie miałem.
Mogłoby to działać w porozumieniu z lekarzami lub hospicjami domowymi(u mnie to jeden lekarz na powiat),

My, Profesjonaliści jesteśmy w każdym miejscu w Polsce, możemy dotrzeć do każdego zakątka i każdego chorego, a jeżeli nawet nie będzie Profesjonalisty w danej grupie, to przecież możemy zawsze skorzystać z rady innych Profesjonalistów.
A wiecie co powinno nas motywować do działania? To że niestety Będzie nas Profesjonalistów Ciągle Przybywać.

Więc wykorzystajmy to, zaoszczędzimy czas tym którzy nie wiedzą że go tracą.

Pozdrawiam Maciek :)
  Temat: Rak płuca z przerzutami odległymi.
Maciekkolo

Odpowiedzi: 20
Wyświetleń: 9679

PostDział: Nowotwory płuca i opłucnej   Wysłany: 2015-09-24, 23:49   Temat: Rak płuca z przerzutami odległymi.
Bardzo dziękuje za wszystkie wpisy.

Wróciłem dziś do was na forum, aby opowiedzieć wam o mnie i moim podejściu do pewnego tematu gdy dowiedziałem się o chorobie ojca, w trakcie i i po jego śmierci. Otóż sprawa dotyczy leków przeciw bólowych!
Moi rodzice od lat mieszkali sami, ja za granicą oraz mój starszy brat daleko od nich w Polsce.
Wiedziałem od pierwszej chwili iż to na mnie spoczywa obowiązek opieki i czułem że to ten moment kiedy trzeba wypełnić swoja powinność wobec rodziców.
Po pierwszym telefonie od mamy iż tata trafił do szpitala z arytmią serca , natychmiast pojechałem do nich, po kilkudniowym pobycie ojca w szpitalu- rozpoznanie, rak. Wróciłem na 3 dni do pracy aby pozamykać wszystkie sprawy aby nie mieć nic na głowie tylko w pełni zająć się ojcem. I wtedy zaczęły się pojawiać w mojej głowie setki pytań. Ale wiedziałem że jednym z najważniejszych problemów z jakim przyjdzie mi się zmierzyć , to ból ojca związany z chorobą.
Większość ludzi w rozmowach rozmawiało ze mną o raku przez pryzmat bólu i opowiadało o nim. Gdzieś podświadomie w mojej głowie powstała "specjalna komórka" do walki z bólem. Pierwszym i ostatnim lekiem jakim ojciec otrzymał był Durogesic (plaster 25) a w razie czego miałem się wspomagać Tramalem w tabletkach,potem w płynie. Byłem przekonany iż jako osoba będąca jako jedyna 24 godziny na dobę z ojcem będę wiedział najlepiej kiedy mogę mu " coś" dołożyć w razie potrzeby, mam na myśli np. nagłego bólu. Zawsze pytałem ojca a następnie konsultowałem się z lekarzem z opieki paliatywnej. Podawałem mu te dodatkowe leki sam bardzo rzadko, być może trzy razy do jego ostatniej nocy w domu.
Cały czas byłem spokojny, rozważny i odpowiedzialny, ale przyszła ostatnia noc.
Wtedy nie wiedziałem, nie byłem świadom w jak ciężkim stanie był już mój ojciec, była około 3 w nocy gdy zacząłem sie zastanawiać nad podaniem ojcu Tramalu w płynie, miałem z nim już w tedy utrudniony kontakt, polegałem na swoim "doświadczeniu"(tak mi sie wtedy wydawało), ale im bardziej wydawało mi się że go boli i że powinienem mu podać ten lek, to jednocześnie wchodząc do kuchni wychodziłem z niej bez leku. Wtedy się pogubiłem i strasznie bałem, miałem ogromne wątpliwości. Trzy razy nalałem lek i tyleż samo razy go wylałem. Do 6 rano byłem w kuchni wiele razy. Patrzyłem na ojca i coś mi mówiło podaj a jednocześnie strasznie się tego bałem i coś nie pozwalało mi tego zrobić.
Podałem mu dwie pompki Tramalu około 6.15, wtedy również obudziła się moja mama. Ojciec zasnął i ja też. Obudziła mnie mama około 10. Niedługo potem przyszła pani pielęgniarka z hospicjum i po konsultacji telefonicznej z lekarzem przetransportowaliśmy ojca do szpitala. Lekarz w szpitalu który przyjmował ojca w szpitalu najpierw raczej badał mój stan psychiczny, i gdy stwierdził iż jestem w pełni świadomy choroby i stanu ojca zmienił ton rozmowy lekarskiej na ludzki, i wtedy po dłuższej wymianie szczerych zdań, przyjął ojca na oddział na podstawie EKG.
O 12.30 tata był na łóżku w szpitalu pod wspaniałą opieką. Ze mnie zszedł strach i się uspokoiłem i znów mogłem działać. Wiedziałem po "prawdziwej" rozmowie że ojciec ma już tylko kilka godzin, zawiadomiłem wszystkich najbliższych. Ojciec zmarł wśród najbliższych o 18.
Choć wiem że zrobiłem wszystko jak należy pod każdym względem to niestety nie moge sobie poradzić z tym że podałem mu tych parę kropel Tramalu. Męczy mnie to niesamowicie, rozmawiałem o tym z mamą ale chyba ona nie do końca mnie zrozumiała.

Chciałem tylko napisać wszystkim którzy uważają tak jak ja na początku choroby ojca że to tylko leki przeciw bólowe i podam, bo go boli, bo wiem najlepiej, bo nie ma lekarza itd.
Wtedy w nocy zrozumiałem z jak wielką odpowiedzialnością mam do czynienia, z odpowiedzialnością której nigdy nie rozumiałem, jak ważne jest ludzkie życie i praca lekarzy, pielęgniarek, jak wielką odpowiedzialność biorą na siebie, za nas zwykłych ludzi.
Jaka to była piękna chwila gdy ojciec umierał wśród najbliższych. Byłem dumny z ojca i rodziny że w takiej sytuacji odstawili na bok swoje rodzinne waśnie i kłótnie. Byłem dumny z siebie że doprowadziłem do takiego momentu że miłość było czuć w powitrzu,że inni chorzy na sali i ich rodziny byli jakby z nami, to było coś nieprawdopodobnego, czego nikt cie w życiu nie nauczy i nie przygotuje.
Ale w życiu nie ma nic za darmo, płace teraz za to cenę, te kilka kropel Tramalu nie dają mi spokoju, nie mogę sobie tego wybaczyć. Wziąłem na siebie odpowiedzialność za życie ojca, a jeżeli to przeze mnie umarł?

Przestrzegam wszystkich którzy chcą się bawić w lekarzy. Nie macie pojęcia jak niewyobrażalnie wielką odpowiedzialność bierzecie na siebie.
Ja ją wziąłem.
  Temat: Rak płuca z przerzutami odległymi.
Maciekkolo

Odpowiedzi: 20
Wyświetleń: 9679

PostDział: Nowotwory płuca i opłucnej   Wysłany: 2015-09-23, 23:44   Temat: Rak płuca z przerzutami odległymi.
Witajcie.
Chciałem tylko krótko. Tata zmarł dziś w szpitalu, o godz. 18.00
Dzięki za wszystkie rady i oferowaną pomoc. Na pewno odezwę się jeszcze na tym forum i w tym temacie. Pozdrawiam Maciek
  Temat: Rak płuca z przerzutami odległymi.
Maciekkolo

Odpowiedzi: 20
Wyświetleń: 9679

PostDział: Nowotwory płuca i opłucnej   Wysłany: 2015-09-22, 23:17   Temat: Rak płuca z przerzutami odległymi.
Przepraszam, nie wiedziałem że nie moge edytować i poprawić postu. Postaram się wrzucić to co mam, czyli opisy TK i USG.

[ Dodano: 2015-09-23, 00:51 ]
Właśnie otrzymałem wynik od pana doktora z Poznania. Opisy TK i USG wrzucę póżniej, nie mam skanów.

Nie wiem czy dodam zdjęcie poprawnie, robię to pierwszy raz.

[ Dodano: 2015-09-23, 01:04 ]
W tej chwili borykam się z problemem snu. Ojciec prawie nie śpi na leżąco. Jeśli już to pół minuty i się podnosi. Cały czas siedzi i śpi na siedząco.
Nie wiem co robić.

[ Dodano: 2015-09-23, 01:10 ]
Jezu.
Jak przeczytałem własny post, to pomyślałem że z niego wynika iż mam jakieś żale do osób które tu opisałem. Broń Boże. Nie!
Wszystkim dziękuje za pomoc i rady jakie mi udzielali do tej pory. Bardzo wszystkich przepraszam


[ Komentarz dodany przez Moderatora: JustynaS1975: 2015-09-23, 08:34 ]
Plik poprawiłam. I tak jak pisze infinitezymalny, bardzo proszę usuwać również dane pacjenta.
  Temat: Rak płuca z przerzutami odległymi.
Maciekkolo

Odpowiedzi: 20
Wyświetleń: 9679

PostDział: Nowotwory płuca i opłucnej   Wysłany: 2015-09-22, 21:51   Temat: Rak płuca z przerzutami odległymi.
Witajcie, mam na imię Maciek. Choć zalewa mnie milion pytań, to ja chyba potrzebuje bardziej się wygadać a nie pytać. Około 20 sierpnia ojciec trafił do szpitala na odział wewnętrzny z arytmią serca, po kilku dniach oznajmił nam w szpitalu że ma raka. Następne badania TK i USG wykazały wiele zmian w innych organach. Ojciec miał dostać wypis w czwartek na onkologie, tam gdzie chcemy, tak twierdził. Na piątek zarejestrowałem ojca na Onkologii Płucnej w Poznaniu. W czwartek odbierając ojca chodzącego ze szpitala lekarz oznajmił nam że dał nam wypis na Garbary ponieważ do płucnego nas nie przyjmą gdyż ojciec ma odległe przeżuty. Więc zadzwoniłem do rejestracji na Garbarach i po przeczytaniu pani rejestrującej przez telefon opisu rozpoznania , podała telefon na radiologie do pana prof. Pani sekretarka na radiorogii u pana profesora umówiła nas na godz 9.00 za 10 dni. Po 10 dniach zjawiliśmy się w sekretariacie pana profesora ale w sekretariacie pana profesora dowiedzieliśmy się że mojego ojca nie ma zarejestowanego i otrzymałem kartkę aby śie zarejestrować w głównej rejestracji szpitala. Po zarejestrowaniu dotarliśmy do lekarz onkologa w przychodni który patrząc na nas wydał okrzyk zdziwienia że co my tutaj robimy i że od 20 lat Garbary nie leczą raka płuc. od tego jest Szamarzewskiego. Była godzina 12.30. Przez telefon uprosiłem kogoś w rejestracji na Szamarzewskiego aby jakoś dotrzeć do szpitala jeszcze dziś i aby obejzał go onkolog. Na Szamarzewswkiego w rejestracji siedziała młoda ładna i z wielkim sercem pani, która osobiści poprosiła panią onkolog z oddziału aby zobaczyła mojego ojca. Po 2 dwóch godzinach oczekiwania na oddziale pani doktor po obejrzeniu ojca załatwiła nam Bronchofiberoskopie najszybciej jak się dało za 7 dni. Dodam tylko że ojciec przyjechał do Poznania z nami autem chodzący a już ze szpitala około 16 wywoziłem go na wózku. Po 7 dniach przyjechaliśmy ponownie na Bronchofiberoskopie, ojciec rano wsiadł do auta(130km) jeszcze o własnych siłach, po zakończeniu badania oddano mi ojca i powiedziano że mam iść z nim teraż do lekarza. Przyjął na pan doktor, powiedział że on zabiera ojca pod swoje skrzydła, powiedział mi żebym do niego zadzwonił za kilka dni. Po kilku dniach zadzwoniłem i pan doktor stwierdził że jest rak i że przyjmie ojca ale po kilku pytaniach do mnie zrezygnował z przyjęcia ojca na oddział i podjęcia leczenia. Rozmowa zakończona, ojciec nie nadaje się na żadne leczenie. To było w ostatni czwartek. W sobotę wyczytałem coś o radioterapii paliatywnej. Nowa nikła nadzieja. Sobota, niedziela,żadnych szans kontaktu z jakimkolwiek onkologiem. W poniedziałek pod pokojem lekarza rodzinnego spotykam p. doktor od paliatywnej opieki, nie ma czasu pogadac. Od godziny próbuje dodzwonić sie do lekarza w Poznaniu który ma wyniki Bronchfiberoskopii jednocześnie czekam w kolejce do rodzinnego. W koncu udało mi sie porozmawiać z lekarzem który ma wyniki. Opowiadam o radioterapii paliatywnej, odpowiada, możliwe ale tylko takie coś możemy robić w Poznaniu, więc proponuje mi abym znalazł miejscowego onkologa który oceni stan ojca na miejscu i zadecyduje o kwalifikacji. Jednocześnie obiecuje mi przesłać mailem wyniki ojca. Poniedziałek 11.00. Szukam lekarza w okolicy, niestety brak. Dopiero 15 pażdziernika jakaś szansa na przyjęcie. Załatwiam sprawę prywatnie, od razu otrzymuje numer komórkowy dwóch onkologów. Dodzwaniam sie do jednego. Opisuje sytuację, radioterapia paliatywna, niestety lekarz mnie informuję że nie ma możliwości aby to on z konsultował ojca , bo to może tylko radiolog. Dałem spokój. Przecież już byłem w sekretariacie radiologa pana profesora, ile mineło dni od tego czasu nie wiem, pewnie ze 20. Pisze to patrząc na ojca który siedzi obok mnie naładowany przeciwbólowymi. Własnie sobie zwija żyłkę od wędki(na niby) Tylko czasami na mnie spojrzy i sie uśmiechnie. Wiecie co mi powiedział kiedy jeszcze był kumaty? Chciałbym aby ktoś mnie zaczął leczyć. Idę teraz z nim połapać ryby, nie spełniłem jego prośby!

[ Dodano: 2015-09-22, 22:56 ]
Aha, zapomniałem dodać , przeglądam skrzynke mailową, Wyników nie ma.
 
Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group