1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Znalezionych wyników: 9
DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna
Autor Wiadomość
  Temat: Nowotwór złośliwy trzustki, mama i ja.
Kaamilaa

Odpowiedzi: 40
Wyświetleń: 18673

PostDział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej   Wysłany: 2012-10-10, 12:00   Temat: Nowotwór złośliwy trzustki, mama i ja.
4.10. Mama odeszła.. Byłam przy niej wtedy, trzymałam ją za rękę, powiedziałam, że ja ją kocham, Andrzej, babcia, że wszyscy ją kochamy i odeszła.. Nie ma jej.. Nie wiem co mam dalej pisać, co mam myśleć i co robić, tak strasznie mi żal.. Nie mogę się z tym pogodzić, wciąż widzę ją przed oczami..
  Temat: Nowotwór złośliwy trzustki, mama i ja.
Kaamilaa

Odpowiedzi: 40
Wyświetleń: 18673

PostDział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej   Wysłany: 2012-10-03, 20:04   Temat: Nowotwór złośliwy trzustki, mama i ja.
Dziękuję Wam wszystkim za wsparcie, słowa otuchy i wszystkie cenne rady..

2 dni temu Mamy stan był bardzo ciężki.. Oddychała z ogromnym trudem, powoli, niemiarowo. Przyszła pani doktor i powiedziała, że nic nie mogą już zrobić, Mama odchodzi.. Wybuchłam płączem, myślałam, że to już ostatnia noc :cry: Pożegnałam ją, utuliłam, powiedziałam jak mocno ją kocham. Czekałam już tylko na telefon, po tym wszystkim tylko tego już się spodziewałam. Mija wieczór, noc, poranek - żadnego telefonu. Pognałam do szpitala, spojrzałam na mamę i aż oniemiałam - jej stan się "ustabilizował". Byłam w kompletnym szoku, wręcz zdumiona, że Mama tak dzielnie walczy. Co do świadomości - niestety jej nie odzyskała.. Mówi więcej niż przedtem, jednak po kilku sensownych, logicznych zdaniach, kolejne tracą sens, powiązanie, jakąkolwiek logikę i odniesienie do rzeczywistości.


A co usłyszałam od lekarzy? Skoro mama jest w takim stanie, a oni nic więcej zrobić nie mogą - nie może przebywać dalej w szpitalu. Byłam w kompletnym szoku, jak to?! Chantalko, widzę, że poszłam chyba w Twoje ślady. Zrobiłam kompletną wojnę "światkowi lekarskiemu", co mieliśmy zrobić? Lekarz prowadząca zaproponowała hospicjum stacjonarne. Samo to słowo budzi u mnie negatywne skojarzenia. Jednak po kolejnej rozmowie z doktorową, pielęgniarką zaczęliśmy się nad tym zastanawiać. Przekonywały nas, że tam będzie pod stałą opieką medyczną, że nie sprostamy wymaganiom Mamy pod tym kątem etc. Po długich wieczornych rozmowach z Andrzejem zdecydowaliśmy się. Jednak co się okazało? Mama pół świadoma powiedziała, że chce wrócić do domu na własne żądanie. Od razu przedstawiliśmy jej opcję hospicjum - jakby nic do niej nie docierało. Lekarzom wiadomo - było to na rękę. I wtedy zaczęła się wojna. Kłóciłąm się i z lekarką i z ordynatorem, tłumaczyłam, że Mama nie jest w stanie podjąć decyzji, która byłaby dla niej najlepsza, że istnieją sytuacje, w których to najbliżsi muszą podejmować decyzję co i jak dalej. Co usłyszałam? "Gdyby mama była nawet w agonii i wyraziła taką wolę - my zrobimy to, co mówi ". Kompletnie to do mnie nie dociera, to jest kurcze chore!


Do Mamy nie trafiały jakiekolwiek argumenty, obwiniała mnie, że wysyłając ją tydzień temu do szpitala chciałam ją zabić, że teraz gorzej się czuje. Spełniliśmy jej wolę, jest z nami w domu. Mimo tego wciąż chodzę jakaś taka zła, nie jestem przekonana, że to, co teraz zrobiliśmy było dla niej najlepsze. Czy lepiej byłoby ją po prostu ubezwłasnowolnić? Mama nie czuje się najlepiej.. Wciąż narzeka na ból - podałam jej już wszystko, co mogłam ( 2 paracetamole, pół tabletki morfiny + plastry ), a za 15 min. Mama znowu chciała morfinę. Tłumaczę jej, że musimy poczekać aż wszystko to zacznie działać, że będzie lepiej.. Co usłyszałam? Że powie na najbliższej rozmowie z lekarką, że jej bliscy nie dają jej tabletek.. Kurcze, wiem doskonale, że Mama nie jest świadoma tego, co mówi, nie mam jej oczywiście tego wszystkiego za złe, jestem po prostu wściekła, że nie mogłam podjąć decyzji za nią. Wiem, że byłoby tam jej lepiej. My bylibyśmy przy niej blisko, oczywista sprawa, ale pod względem medycznym nie jesteśmy w stanie zapewnić jej tego, co tam. Podliczyłam wszystkie tabletki, jakie ma codziennie dostawać - jest ich 31. Wyobrażacie to sobie? Będąc w szpitalu wszystko dostawała w kroplówkach. Podałam jej dziś wieczorną dawkę - ok. 8 tabletek, nie minęło półgodziny, Mama wszystko zwróciła. Kurcze, nie trzeba być lekarzem, aby stwierdzić, że to wszystko jest nie tak..


Przepraszam za ten esej, ale nie dałam rady inaczej tego wszystkiego przedstawić. Nie wiem co dalej robić, pierwszy raz w życiu nie wiem.
  Temat: Nowotwór złośliwy trzustki, mama i ja.
Kaamilaa

Odpowiedzi: 40
Wyświetleń: 18673

PostDział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej   Wysłany: 2012-09-30, 09:32   Temat: Nowotwór złośliwy trzustki, mama i ja.
W tym samym dniu, w którym pan Piotr pobrał krew, Mama trafiła do szpitala :cry: Okazało się, że jej wyniki są fatalne i hospitalizacja jest obowiązkowa. Mama nic nie je, czuje się coraz gorzej.. Straciłą już jakieś 90% świadomości, czasem ma " przebłyski ". Tak strasznie mi jej żal.. :cry: Nigdy nie chciała być jak przysłowiowa "roślina", widzę, że cierpi, fizycznie, psychicznie, Kiedy otworzy oczy są takie zagubione, jakby w ciemnościach, nie wiem czy zdaje sobie sprawę z tego co się wokół niej dzieje.. Tak strasznie mi źle, czuję się bezradna, siedzę i patrzę jak cierpi. Proszę już Pana Boga, aby wziął ją do siebie, aby miała spokój, nie czuła już nic.. Dlaczego te światełka są tak złudne, te lepsze dni dawały mi tyle radości, nadziei, a teraz nie ma już nic.
  Temat: Nowotwór złośliwy trzustki, mama i ja.
Kaamilaa

Odpowiedzi: 40
Wyświetleń: 18673

PostDział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej   Wysłany: 2012-09-26, 08:59   Temat: Nowotwór złośliwy trzustki, mama i ja.
Wiem wiem, nie biorę ich do siebie, chciałabym tylko, abym nie stała się w jej mniemaniu wrogiem, który faszeruje ją tabletkami itd. Chcę, aby mi w pełni ufała i wiedziała, że wszystko to, co robię jest wyłącznie dla jej dobra..

Wczoraj odwiedziła nas pani doktor, zapisała nowy lek - Torecan. Chce też zbadać przyczynę pojawiającej się gorączki, mówiła, że podejrzewa zapalenie dróg żółciowych. Dzisiaj z rana pojawił się pan Piotr, pobrał próbkę krwi no iii.. czekamy na wyniki.

Zaskoczeniem wczoraj dla mnie było, że Mama nagle zaczęła wołać, że jest strasznie.. GŁODNA :shock: Znowu ujrzałam światełko i od razu zaczęłam wypytywać na co ma ochotę i leciałam do sklepu. Udało się mamie zjeść troszkę zupy, kilka łyżeczek budyniu, a na kolację niecałe pół bułki i gorący kubek, także.. całkiem niezły wynik :) od dawna tyle nie zjadła.

Mam nadzieję, że owe światełko znów równie szybko nie zgaśnie.. Ciekawi mnie to czy to już zasługa Megalii? Czy po prostu autosugestia? A może po prostu zwykły głód?
  Temat: Nowotwór złośliwy trzustki, mama i ja.
Kaamilaa

Odpowiedzi: 40
Wyświetleń: 18673

PostDział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej   Wysłany: 2012-09-25, 10:18   Temat: Nowotwór złośliwy trzustki, mama i ja.
Tak jak słońce wyszło, jeszcze prędzej zaszło..

Mam wrażenie, że mama traci świadomość.. :cry: Myli wyrazy, nie potrafi złożyć pełnego zdania, nie wie praktycznie o co jej chodzi.. Znowu nic nie je, staram się jak mogę, kupuję już dosłownie wszystko - serki, wędliny, ryby, jogurty, soki, biszkopty, herbatniki, serki homogenizowane, gotuję różniste zupy i wszystko na nic..
Ma straszną niechęć do tabletek, nie wie w ogóle które są na co, neguje postanowienia Onkologa ( mama strasznie gorączkowała, dlatego musi brać profilaktycznie paracetamol 3x2 tabletki ). Wczoraj stwierdziła, że po co ma brać, skoro nie ma gorączki, zaparła się na Amen. A wieczorem co? Bach, 39.5, nie mogłam tego zbić w żaden sposób, dopiero po 4-5 godzinach temperatura zaczęła opadać. Byłam tak wściekła na siebie, że jej na to pozwoliłam :|

Zrozumiałam, że muszę bezwzględnie na to co mówi pilnować tego, aby o wyznaczonej porze zjadła odpowiednie tabletki. Dziś rano, kiedy wreszcie udało mi się dopiąć tego, by zjadła wszystkie tabletki usłyszałam, że jestem okropna, że ze mną nie wytrzyma i wiele innych przykrych słów. Nie wiem już co robić.. Wiem, że mama nie jest do końca świadoma tego, co mówi, ale nie chcę, aby mnie odbierała za swoją przeciwniczkę, która jest namolna, faszeruje ją tabletkami, "nic nie robi" itd. Co robić? :-(

[ Dodano: 2012-09-25, 11:20 ]
Elu, próbowałam z Nutridrinkami, jednak po jednym łyku Mama zrobiłą skwaszoną minę, odstawiła i na tym się skończyło. Stoją do dziś w lodówce..
  Temat: Nowotwór złośliwy trzustki, mama i ja.
Kaamilaa

Odpowiedzi: 40
Wyświetleń: 18673

PostDział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej   Wysłany: 2012-09-23, 20:45   Temat: Nowotwór złośliwy trzustki, mama i ja.
Cześć kochane, dzisiejszy dzień zaliczam do bardzo udanych. Mama wreszcie coś zjadła :) Nie była to duża ilość, ale zawsze coś. I co najważniejsze - pozostała w żołądku. Poza tym dostałam dziś popołudniu telefon od pana Piotra, udało mu się załatwić Megalię. Koło 19-tej przyszedł do nas, wesoło porozmawiał, dodał otuchy, aż Mama się wzruszyła. Prosiła go, aby jak najczęściej do nas przychodził, bo ma w sobie jakieś dobre moce ;)

Także.. od jutra zaczynam pobudzać Mamy apetyt na dobre. Mam nadzieję, że misja zakończy się sukcesem.
  Temat: Nowotwór złośliwy trzustki, mama i ja.
Kaamilaa

Odpowiedzi: 40
Wyświetleń: 18673

PostDział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej   Wysłany: 2012-09-22, 09:05   Temat: Nowotwór złośliwy trzustki, mama i ja.
Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo cieszę się, że zarejestrowałam się na tym forum, wszystkie Wasze słowa otuchy, rady, dopingi są dla mnie naprawdę bardzo cenne.

Co do wczorajszej wizyty - zjawił się po 19-tej Pan - wygadany, bezpośredni, wesoły, słuchał tego, co mama mówi, jej zastrzeżeń. Zbadał jej brzuch (2 razy miała ściąganą wodę), nogi (ze względu na żółtaczkę pojawił się lekki obrzęk), ale wszystko okazało się okej. Mogła dostać kroplówkę. Zleciała szybciutko, bezproblemowo. Z minuty na minutę widziałam, jak mamie przybywa blasku w oczach. Glukoza dodała jej troszkę energii, z czego się ogromnie cieszę.

Mam nadzieję, że mama po tych wszystkich kroplówkach będzie czuła się lepiej. Ogromne poczucie spokoju dał mi również owy pielęgniarz - Pan Piotr. Zapewnił, że będzie przychodził codziennie, co 3-4 dni z lekarzem, aby na bieżąco monitorować stan Mamy.

Nierozstrzygnięta pozostała sprawa apetytu, a właściwie jego braku oraz wymiotów. Kupiłam mamie Apetizer, jednak na nic się nie zdał. Pan Piotr powiedział, że postara się załatwić receptę na Megalię, która być może pomoże Mamie zwalczyć te cholerstwo.

Chantalko, ból uśmierzyły plastry Transtec 70 (z buprenorfiną). Na początku Mama zażywała Ketonal - najprawdopodobniej to właśnie on wywołał pierwszy krwotok. Później przepisano jej Poltram, jednak po jakimś czasie Onkolog zdecydowała, że plastry będą w Mamy przypadku najlepszym rozwiązaniem.
Co do pomocy - mój ojczym niestety pracuje w delegacji, zjeżdża tylko na weekendy, dlatego "głównodowodzącą" jestem ja. Od poniedziałku zaczynam drugi rok szkoły. Są to na szczęście tylko 3 dni w tygodniu. W tym czasie Mamą będzie opiekował się jej przyszły zięć ;)

Mam nadzieję, że dzisiejsza wizyta Pana Piotra przyniesie mamie choć trochę energii i ukojenia. Pozdrawiam Was wszystkie serdecznie! Dziękuję, że trzymacie za nas kciuki, będziemy walczyć do końca!
  Temat: Nowotwór złośliwy trzustki, mama i ja.
Kaamilaa

Odpowiedzi: 40
Wyświetleń: 18673

PostDział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej   Wysłany: 2012-09-21, 12:48   Temat: Nowotwór złośliwy trzustki, mama i ja.
Dziękuję za wszystkie Wasze słowa, aż łzy cisną mi się do oczu.. Mama czuje się niestety coraz gorzej :( Nie przyjmuje pokarmu, płynów. Cokolwiek wypije za kilka sekund zwraca.. Nie mogłam tak bezczynnie siedzieć i patrzeć, pojechałam dzisiaj z rana na Onkologię do naszego szpitala, przedstawiłam sytuację, porozmawiałam z lekarzami (chantalko, są naprawdę dobrzy, nie mogę powiedzieć o nich złego słowa) i otrzymałam dwie propozycje: hospicjum stacjonarne lub domowe. Wybrałam drugą opcję, chcę, aby mama była w domu.. Wykupiłam 10 kroplówek (glukoza i jakieś sole mineralne) i dziś po 19-tej zjawi się u nas pielęgniarz. Dzwonił do mnie, powiedział, że przyjdzie jeszcze dziś (do 19 ma dyżur w szpitalu), zobaczy jaka jest sytuacja i co robimy. Mama traci nadzieję.. Powiedziała, że nie mam być przerażona, bo to są już chyba jej ostatnie chwile. Nie przyjmuje w ogóle tego do wiadomości, wiem, że będzie lepiej, musi być.


Dum spiro spero. Taki tatuaż widnieje na moim karku. Wykonany z myślą o Mamie, dla niej, dla nas. Nie stracę nadziei. Nigdy.
  Temat: Nowotwór złośliwy trzustki, mama i ja.
Kaamilaa

Odpowiedzi: 40
Wyświetleń: 18673

PostDział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej   Wysłany: 2012-09-20, 14:44   Temat: Nowotwór złośliwy trzustki, mama i ja.
Witam wszystkich. Chciałabym przedstawić tutaj naszą historię, dzielić się przeżyciami, nadziejami..

W czerwcu tego roku stwierdzono u mojej mamy (41l.) złośliwy nowotwór trzustki z przerzutami do wątroby. Od tego czasu otrzymała w sumie 4 chemie. Wiedziałam, że nowotwór ten jest nieoperacyjny, jednak każda z chemii dawała mi tak wielką nadzieję :cry: Pamiętam moment, gdy zleciała pierwsza kropla pierwszej chemii - leciały mi łzy ze szczęścia. Jednak wszystko to szybko się skończyło.. Mama dostała krwotok, tydzień po nim - następny. W ten poniedziałek dowiedziałyśmy się, że pojawiła się także żółtaczka..


Nie potrafię sobie z tym już radzić.. Patrzeć jak cierpi, nie może nic przełknąć, wciąż wymiotuje. Miała być taka szczęśliwa.. Wreszcie udało jej się znaleźć mężczyznę, na jakiego czekała od zawsze, wyremontowali mieszkanie, 30 czerwca zaklepana data ślubu.. Chciała odwołać ślub, namawiała do tego Andrzeja (mojego teraz już ojczyma), nie chciała, aby stał się niedługo po ślubie wdowcem. Nie chciał tego nawet słuchać, nie zwątpił ani na chwilę. Tak strasznie mi żal.. Codziennie płaczę, tak bardzo chciałabym jej pomóc. Staram się być silna, nie okazywać mojego załamania.. Być dla niej wsparciem, ale coraz częściej pojawiają się w mojej głowie myśli, że "ta chwila" kiedyś nadejdzie.. Gdyby nie mama i schorowana babcia, którą również się opiekuje wiem, że odebrałabym sobie życie. Wszystko traci dla mnie już sens..
 
Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group