No więc, mamy już opiekę hospicyjną dla mamy - przychodzi pani pielęgniarka a czasem zajrzy jeż pani doktor. Niestety mama nadal bardzo mało je (mimo, że nawet ma apetyt) i często wymiotuje (leki przeciwwymiotne słabo działają). Załatwiamy teraz konsultacje z onkologiem, żeby się dowiedzieć, czy mama dostanie kolejny cykl chemii (ostatnio miała niską hemoglobine 7.2).
I tak mija dzień za dniem. Walczymy!
A jakie przeciwymiotne mamcia bierze ?? U nas leki przeciwwymiotne nie pomagaly, ani OZFRAN ani TORECAN i lekarz przepisał mamie FENACTIL w kroplach (to jest lek chyba coś z antydepresantów ale działa również przeciwwymiotnie) i pomogło jako jedyne.....
Jak kiepsko z jedzeniem to może te nutridrinki częściej mamci dawac ??
Chętnie je pije ?? Bo one mają taki swój specyficzny smak, ale te owocowe sa całkiem niezle - u nas, żeby mamie bylo weselej to ja piłam je razem z nią bo troszkę kręciła nosem że niesmaczne
U nas tez przerzuty były w nodze ;( i mamcia niechodziła - więc rozumiem was doskonale....
sylwia3, dzieki za podpowiedz Może rzeczywiście trzeba zmienić lek, to zacznie działać. Niestety na nutridrinki mama nie możne patrzeć. Źle się czuje po nich. Jedyne co je to twarożek, zupy, soki lub bułkę z masłem. Nic innego nie chce, ale dobre i to
jak na chorego pacjenta - to mamusia itak naprawde dużo... zawsze do zupki można dodać zmiksowane mięsko - troszkę oszukac pacjenta:) , albo całkiem zmiksować i podawać taki krem
Pozdrawiam i daj znać czy udało się zmienic lek. Napewno lekarz z hospicjum pomoże.....
Byliśmy wczoraj z tatą z wynikami mamy na konsultacji onkologicznej. Wizyta kosztowała 100zł a pani doktor właściwie nie pozostawiła nam złudzeń... Jak pacjent nie zareagował na pierwszą chemie, to małe szanse, że zareagowałby na drugą. Dodatkowo po leczeniu izotopami (Samarem) występuje dysplazja szpiku i chemii nikt nie poda... Zostaje leczenie objawowe. Chyba wszyscy mieliśmy tego świadomość, ale nikt tak dobitnie dotychczas tego nie ujął. Medycyna się poddała - pozostaje czekać na cud.
U mamy bez zmian. Dużo drzemie, nadal wymiotuje. Dostaliśmy inny lek (Torsan), ale w tabletkach a nie do "motylka" więc mama nie wie czy w ogóle to połknie. Doktor mówiła też że można Aviomarin spróbować. Do tego trochę lepszy apetyt mama ma i włączyły jej się zachcianki (jajko na miękko, ziemniak w mundurku, spagetti), je po troszeczku, ale je. Poza tym mama jest super dzielna! W ogóle nie narzeka, nie smuci się. Jestem pełna podziwu dla niej!
U nas od poprzedniego wpisu nic nowego się nie działo aż do teraz. Ostatnie 3 dni mama dostała strasznego apetytu i nie wymiotowała, aż do wczoraj. Wieczorem wymiotowała chyba większość z tego co zjadła w ciągu dnia a później dostała niepokojącej 'zapaści'. Nie wiedziała co się wokół niej dzieje, bardzo bolał ją kręgosłup i płuca, miała nieobecny wzrok, wielki niepokój... :( Tata wezwał pogotowie i zabrali ją na oddział chorób płuc. Niedługo po przyjeździe do szpitala mama się ustabilizowała, wrócił normalny kontakt, minął ból i niepokój. Mama jest w szpitalu na dalszej diagnostyce. Na razie czekamy na wyniki badań krwi, i decyzje lekarza co dalej.
[ Dodano: 2012-03-06, 21:38 ]
Byłam u mamy dopóki mnie ordynator nie wyrzucił, bo odwiedziny się skończyły. Rozmawiałyśmy o wczorajszym zajściu i mama nie pamięta co się stało. Zauważyłam też, że mama jak drzemie ma bardzo ciężki i długi oddech... Aż się przypatrywałam czy ta klatka się jeszcze podniesie... Martwie się.
Tydzień temu, gdy mama trafiła do szpitala miała lepsze wyniki niż dzisiaj?! Czy szpital nie powinien leczyć zamiast osłabiać pacjenta??? Hemoglobina spadła z 9 do 7, do tego ból kości, brak sił i nawrót mdłości i wymiotów... Mama twierdzi, że Samar przestał działać i stąd ból (choć nie minęły jeszcze 3 miesiące od podania). Zostaje w szpitalu na dalsze badania, a my w międzyczasie organizujemy koncentrator tlenu.
Przegraliśmy :( Mama wczoraj w nocy umarła.
Po dwóch tygodniach w szpitalu, została wypuszczona do domu. Niestety czuła się gorzej niż zanim tam trafiła (przez wyżej opisywany incydent). W domu załatwiliśmy jej koncentrator tlenu, żeby jej ułatwić oddychanie, ale słabła z godziny na godzinę. Drugiego wieczoru nie była w stanie już sama kubeczka podnieść do ust żeby się napić. Tej nocy zostałam u rodziców. Najpierw czuwał tata, a później miałam go zmienić - nie zdążyłam... Tata obudził mnie o 3:45. Zdążyłam jeszcze zobaczyć ostatnie tchnienie mamy... :( Nie cierpiała, nie dusiła się (czego się chyba najbardziej bała), odeszła we śnie - po prostu przestała oddychać. Teraz już jej nie boli.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum