Nasza smutna historia zaczęła się w marcu ubiegłego roku.
U mojego Taty (obecnie 65-letniego) nadobojczykowe guzki okazały się przerzutami z płuca lewego.
Rak płaskonabłonkowy, nieoperacyjny (IIIB).
Od
czerwca do października 2011 Tata poddany był
chemioterapii (6 cykli KN). Dokładnie miesiąc po zakończeniu chemioterapii rak uderzył ze zdwojoną siłą; nastąpiła progresja.
Załączam wynik
PET z początku grudnia 2011:
W pierwszej połowie stycznia tego roku
radioterapia paliatywna - 6 MV i 15 MV na obszar śródpiersia do dawki 30,0Gy/p.ref po 3,0Gy.
Jak dotąd nie stwierdzono przerzutów do innych narządów, kości itd., poza poważnym rozrostem masy węzłowej nad-, podobojczykowej (po obu stronach), guzami pod lewą pachą.
Tatuś od kilkunastu tygodni uskarża się na ból ramienia lewego i lewej ręki. Ból uśmierzany jest coraz to większymi dawkami leków przeciwbólowych (od stycznia jesteśmy pod opieką hospicjum domowego).
W maju wykonany był RTG ramienia lewego - niestety nie mam wyniku, natomiast lekarz przez tel. poinformował, że kości nie są nowotworowo zajęte. Wyszły zmiany w tkankach (martwicze tkanki?). Radioterapeuta stwierdził, że nie można zrobić napromieniania przeciwbólowego bo znaczny obszar ramienia już był napromieniany.
Od kilkunastu dni Tata ma spuchniętą lewą rękę - od nadgarstka do łokcia.
Pomimo brania leków: Cyklo3forte, Fraxodi (0,6), Diosminex, maść heparynowa i antybiotyk Augmentin (dawka którego już została wybrana) opuchlizna nie znika...
Prócz wymienionych leków nasz biedny Pacjent bierze jeszcze:
Transtec (100), Ketonal Forte, MST (60), Bellergot, Sevredol, Encorton, Sirdalud, Panrazol, Megalię.
Poza od lat utrzymującą się neuropatią w obrębie kończyn dolnych z porażeniem włókien ruchowych nerwów strzałkowych (niewiadomego pochodzenia - pomimo wieloletniego leczenia neurologicznego), Tata nie ma żadnych poważnych chorób współtowarzyszących (a i te neuropatie nie nasiliły się po chemii).
Palił nałogowo przez ok. 40 lat, od ponad roku nie pali. Nie ma znaczącego ubytku masy ciała (ok. 2-3 kg w stosunku do wagi sprzed roku). Nadal jest w miarę sprawny, ale oczywiście coraz słabszy. W nocy bardzo się poci, czasem ma dreszcze, jest mu zimno. Nie ma duszności, kaszle dopiero od kilku tygodni (ale rzadko), nie ma krwioplucia.
Cóż mogę jeszcze dodać..? Jest bardzo kochanym, zdyscyplinowanym Pacjentem...
Ostatnie wyniki krwi (z 22 maja) są całkiem dobre, biorąc pod uwagę stadium choroby. Załączam:
Pytanie: czy możemy coś zrobić z tą opuchlizną?
Z końcem marca mieliśmy podobną historię, tyle że lewa ręka spuchła raczej na odcinku od ramienia do łokcia, teraz poniżej. Wtedy Tata brał właściwie ten sam zestaw leków co teraz (nie brał zastrzyków heparynowych). Tyle że poprzednio po kilku dniach opuchlizna zaczęła się zmniejszać, a po kilkunastu dniach zeszła. Teraz - nic. O ile dobrze rozumiem, chodzi o to, że chore tkanki naciekają na zdrowe i mogą zatykać naczynia krwionośne - stąd opuchlizna. Tak? Jeśli tak, czy też nie - to co można zrobić? Czy zabrać Tatę do chirurga naczyniowego, czy zbędą nas z uwagi na zaawansowany proces nowotworowy..?
Będę wdzięczna za pomoc.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, w jak bardzo poważnym stanie jest Tata...
(proszę też przemiłych Administratorów o wklejenie załączonych plików w odpowiednie miejsca w poście, bo pomimo usilnych starań nie dałam rady)