Witam serdecznie, od kilku lat regularnie czytam to forum i jestem wdzięczna za wiele informacji jakie dzięki niemu udało mi się uzyskać. Jednak jako użytkownik jestem tu nowa, ponieważ stało się tak, że już nie wiemy co robić.
Sprawa dotyczy mojej teściowej, której 3,5 roku temu zdiagnozowano raka jajnika. Mama (bo tak do/o niej mówię) przeszła leczenie chirurgiczne oraz kilka cyklów chemioterapii. Mam wrażenie, że leczenie jakie otrzymała było standardowym leczeniem przy tej chorobie. Niestety przestało przynosić wymierne rezultaty, na początku listopada mama miała robione TK, z którego wynika, że nowotwór postępuje. Guz się rozrasta i rozsiewa, są przerzuty w wątrobie, otrzewnej i płucach (wcześniej PET wykazał jeszcze przerzuty w węzłach chłonnych, w razie potrzeby opiszę później to dokładnie), a marker wynosi ponad 6100. Mama musiała przerwać przyjmowanie chemioterapii z powodu wstrząsu - zemdlała podczas wlewu.
Lekarze powiedzieli jej, że dalsze przyjmowanie chemii nie ma sensu i dostała lek o nazwie Endoxan. Ponad to od dłuższego czasu przyjmuje morfinę w tabletkach.
Moje pytanie związane jest z tym co będzie dalej... o ile ktoś może to w jakikolwiek sposób przewidzieć...
Morfina przestała uśmierzać ból, więc lekarz z hospicjum domowego zmieniła mamie dawki, to spowodowało potężne wymioty, które jednak udało się odpowiednimi lekami znieść. To było na początku grudnia. Niedługo przed świętami jednak mama znów zaczęła odczuwać silne bóle i w związku z tym za radą pani doktor - zwiększać sobie w razie potrzeby dawki morfiny. Od 3 dni znów wymiotuje, tym razem już nic nie pomaga, nic nie je, a przez morfinę dużo też śpi. Mama waży 34,5 kg, co prawda przy wzroście 150cm, ale i tak okropnie mało. Strasznie jest słaba i dziś bardzo bardzo ją boli, pielęgniarka z hospicjum powiedziała, że przyjedzie dać mamie zastrzyk i że teraz będzie musiała je dostawać co 4 godziny. Ktoś z bliskich ma je robić, ale mama już raczej mało będzie miała momentów, kiedy będzie świadoma...
Czy to oznacza, że koniec już jest blisko? Czy musimy cały czas przy niej być? (mieszkamy 30km od niej i do tej pory bardzo często ją odwiedzaliśmy, ale nie było potrzeby bycia z nią ciągle), co z jedzeniem, załatwianiem się? co w ogóle możemy zrobić?
Nie wiem czy to co napisałam, jest czytelne, ale jeśli ktoś ma jakieś doświadczenia z podobna sytuacją, albo może nam coś poradzić - będziemy wdzięczni.
pozdrawiam.
[ Dodano: 2013-12-28, 22:29 ]
mama dostała zastrzyk z morfiny, niestety nic nie pomógł, było to 1,5 godziny temu. Pielęgniarka powiedziała, że jak nie pomoże to mamy dzwonić po karetkę, mama się wzbrania, nie wiemy co robić...:(
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Dziękuję za zainteresowanie:) mama jest już w domu, karetka zabrała ją do szpitala, tam została nawodniona i po zastrzyku z ketonalu ból ustał, więc mogła spokojnie sobie odpocząć. Po dwóch dobach karetka odwiozła mamę do domu i od tamtej pory już nie wstaje. W szpitalu mamie zaczęli zakładać pieluchy, bo jest tak słaba, że nie może podnieść się na łóżku, nie mówiąc o przejściu do łazienki. Pielęgniarka z hospicjum przychodzi teraz codziennie, założyła mamie motylki i mama dostaje morfinę co 4 godziny i lek ma wymioty co 8. Poza tym do dziś dostawała kroplówki z glukozy i soli, ale dziś już nie dostała, bo je więcej i pije też tak w miarę, więc pielęgniarka uznała, że może na razie nie trzeba podawać. Mama ma duszności - dziś miała saturację 80, no i cały czas utrzymuje jej się podwyższona temperatura - ok 37,5 -38 stopni, ale może to od zaczerwienienia, które powstało wokół motylka zanim został przełożony?
Sami nie wiemy co o tym myśleć, mamy malutkie dzieci i mieszkamy 30km od mamy, więc zmieniamy się jeszcze z siostrą męża, żeby robić te zastrzyki. Zastanawiamy sie czy się do mamy nie przeprowadzić, ale z nią nie da się o tym porozmawiać, bo ona twierdzi, że za niedługo sama będzie chodzić do toalety i sama sobie gotować... Czy ktoś wie jak to może dalej wyglądać? Może ta jej motywacja jest bardzo wskazana, bo daje jej siły do walki, ale my nie wiemy jak się zachowywać czasem..
Raczej nikt nie powie na pewno jak to może wyglądać.
A co mówią z hospicjum? Oni powinni wiedzieć najlepiej na jakim etapie jest mama. U mnie niestety się nie pomylili.
[ Dodano: 2014-01-05, 21:42 ]
Napiszę jeszcze tylko, że poniżej jest mój wątek - moja mama miała przerzuty w płucach, wątrobie i kręgosłupie.
Wydaje mi się, że możecie jej jeszcze załatwić koncentrator tlenu, skoro ma obniżoną saturację i kupić materac przeciwodlezynowy taki pompowany. Można założyć cewnik zamiast pieluch. Nie jestem jakąś specjalistką, ale wydaje mi się, że musicie się liczyc ze wszystkim.
Dzięki atorodek, bardzo mi przykro z powodu Twojej mamy, jak się teraz masz? Masz wsparcie i pomoc?
Nie pytałam jeszcze, jakoś się boję, te wizyty przebiegają w takiej radosnej atmosferze i przytakiwaniu mamie, że się wzmocni i da radę.. Może zapytam jak wyjdę z tą panią od mamy kiedyś. Mama się zaparła, dziś miała saturacje 68 i upiera się, że koncentrator jej nie potrzebny. Ktoś wie czym skutkuje tak obniżająca się saturacja? Można od tego stracić przytomność?
Może uda się ją namówić, póki co mama bardzo chciałaby siedzieć, dziś usiadła sama, mówiła, że musiała się jednak położyć, bo bardzo jej się kręciło w głowie.
ziemianko,
Mama nie czuje duszności, bo dostaje systematycznie morfinę. Koncentrator byłby wskazany, liczne niedotlenienia ograniczają sprawność intelektualną, psychiczną i może prowadzić do utraty świadomości.
Natomiast dopóki nie ma zatrzymania moczu - cewnik zamiast pieluch jest zdecydowanie przeciwwskazany - jest ciałem obcym w pęcherzu moczowym i potencjalnym źródłem zakażenia.
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Moja mama 'oprzytomniala' po tlenie, wzmocnila sie
[ Dodano: 2014-01-06, 20:36 ]
A co do mnie to jest roznie, ale jakos idzie; dzis przynajmniej juz widze, ze wsrod tych zlych dni, sa tez lepsze. Mam nadzieje, ze czas ukoi bol i pozwoli wrocic do rownowagi. Na pewno odwiedze psychiatre, ale jeszcze nie wiem kiedy. Mam duze wsparcie w mezu, pozwala mi przezywac zalobe, ale tez przekonuje ze zycie moze byc jeszcze piekne.
Moja mama duzo spala i tlen jej podawalismy wlasnie w tym snie, bo jak sie przebudzala, to zdejmowala maske.
Dziękuję za Wasze posty, tak jak napisałaś atorodek - nasza mama też właśnie "oprzytomniała" po tlenie. Jakoś tak w ogóle nabrała więcej siły - potrafi sama usiąść i przewrócić się na bok. O wiele lepiej się teraz z nią rozmawia, nie traci tak wątku i nawet głos ma mocniejszy. Jak się nie dotlenia, to ma saturację koło 60, a jak oddycha tlenem, to ponad 90. Doszedł jej niestety za to inny problem- mówi, że słabo słyszy, tak z echem, ma zatkane uszy - ponoć z powodu wysokiego pulsu (powyżej 130), za to ciśnienie ma niskie 90/60np, nie wiem czy coś się z tym da zrobić? bo przeszkadza jej to bardzo w rozmawianiu ze wszystkimi. No i okropnie puchną jej nogi - takie biedne ma stopy jak baloniki i dalej już do kolan to idzie... Smarujemy altacetem, trochę pomaga.
Fajnie, że masz wsparcie w mężu atorodek, mądry facet z takim podejściem, z tego co piszesz Ty też wiesz co robisz, bo choć boli to świadomo przeżywasz każdą chwilę, chyba tak właśnie dobrze jest w żałobie, dać sobie szanse na przeżycie wszystkich uczuć.. jak się mądrze to przepraszam, znam to tylko z teorii póki co..
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum