śledze od jakiegos czasu substancje sprzyjajace w walce z nowotworem (rak piersi). Takimi substancjami sa m.in fitoestrogeny. Jakże się ciesze, że są w ogólnie dostepnych roślinach...niestety wpadły mi w oczy artykuły które mówią iż zażywanie fitoestrogenów źle wpływa na leczenie raka. LECZENIE. Czyli są bardzo dobrze jeżeli je stosujemy prewencyjnie ale nie wtedy kiedy już jesteśmy w trakcie leczenia. Trochę się przestraszyłam bo znacznie zwiekszyłam spożywanie produktów, ziół bogatych w fitoestrogeny (tzw udawaczy estrogenów).
Pomyślałm sobie, że skoro udają estrogeny to wprowadzają w błąd komórki rakowe - czyli w rzeczy samej dobrze.
Dziś wpada mi kolejna publikacja która tak jakby potwierdza moją "tezę". Mianowicie, izoflawony (należące do fitoestrogenów) majace budowę chemiczną podobną do estrogenów rywalizują o miejsce w receptorach normalnie zajmowanych przez estrogeny. W ten sposób blokuja dostęp do naturalnych estrogenów zapobiegając ich działaniu w konsekwencji zmniejszając ryzyko rozwoju raka.
Szczerze mówiąc mam chaos w głowie. Czy ktoś jest w stanie obalić jedną z teorii? Czy fitoestrogeny szkodzą nowotworom tylko hormonozależnym czy też tym "trójujemnym, lub z HER2 pozytywnym? Czy nie szkodzą wcale i faktycznie udając estrogeny zajmują ich miejsce?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum