Komentarze nie związane bezpośrednio z historią choroby znajdują się w => tym wątku <=.
Witam
Potrzebuję podzielić sie moją opowiescią, bo nie bardzo mam z kim o tym porozmawiać. Nie mam w gronie znajomych ktorzy by przezywali cos podobnego.
Myslę, ze na tym forum znajde ludzi ktorzy rozumieją co przezywam.
W marcu 2011 moj tato bardzo zle się czuł, bolało go gardło i miał problemy z jedzeniem oraz bóle w piersiach i kaszel. Trafił do szpitala gdzie zrobili mu próby sercowe i przeswietlenie klatki piersiowej. Nic nie wykazało i zostal wypisany. Ból gardła nie przechodził, łykanie utrudnione więc schudł. Doszły do tego problemy ze spaniem w pozycji leżącej. Pani "doktor" w przychodni przepisywała coraz to nowe antybiotyki na ból gardła. Przygladałam sie temu zaniepokojona i w koncu w lipcu zmusiłam go na wizytę prywatną u pulmonologa czyli to na co powinien dostac juz skierowanie dawno temu w przychodni.
Pulmonolog dal nam skierowanie na Tk klatki piersiowej z podejrzeniem raka płuc. Badanie bylo możliwe dopiero za 2 miesiące wiec załatwilismy znow prywatnie bo tato czuł się zle i jesli udało mu sie cos zjesc to zaraz zwracał :(
Wynik: drobnokomórkowy rak lewego płuca DRP. Było go sporo, a wymioty po jedzeniu spowodowane były zgniecianym przełykiem.
W ciagu tyg załatwilismy mu miejsce w szpitalu w Częstochowie, gdzie został przyjęty w stanie krytycznym. Od razu dostał 4 naświetlania w celu zmiejszenia ucisku na przełyku i zmiejszenia masy komórek rakowych. Po tygodniu bylo znacznie lepiej.
2 tygodnie badan w tym bronchoskopia oraz kwalifikacja na chemioterapie.
Dostaliśmy 1 wlew nastepny po 4 tyg z powodu zlych wynikow krwi poprawionych zastrzykiem Neulasta - i tak dostalismy w sumie 6. Tata świetnie znosił chemię.
W miedzyczasie wykonywane Tk klatki wykazywało regresję choroby. W grudniu zakonczylismy 1 cykl a od kwietnia tata dostał drugi cykl tzw chemie czerwoną.
Każde nastepne Tk wykazywalo remisję dlatego tym razem, gdy stawilismy sie na 5 wlew 3 wrzesnia (moje imieniny) lekarz prowadzący zdecydował ze nie ma potrzeby i konczymy 2 cykl chemioterapi. Ucieszyłam sie okropnie piękny prezent na imieniny. Lekarz Wyznaczył datę kontrolną na 19 listopada (urodziny mojego męża) mowiąc, że wszystko jest ok - badania ok i wogóle ok.
Około 15 wrzesnia tego roku tata zaczął czuć się niefajnie - drętwiały mu dłonie i stopu, mówił, że mu zimno a po kilku dniach miał problemy ze wstawaniem z łóżka. Zabralismy go do lekarza, ktory zdiagnozował najprawdopodobniej neuropatię, ale badan zadnych nie wykonał.
Po nastepnym tygodniu bylo jeszcze gorzej, tata miał porazenie całej prawej strony - kolejna wizyta tym razem u neurologa dała diagnozę lekkiego udaru i zalecenie typu kupcie tacie wózek oraz leki za 300 zl oczywiscie bez zleconych badan.
Niestety stan sie pogarszał i wymusiłam na lekarce ogolnej skierowanie do szpitala oraz na karetke bo nie bylibysmy juz w stanie taty dostarczyć na oddział.
W szpitalu Tk głowy wykazało przerzuty do mózgu... Czyli to czego obawiałysmy się z mama najbardziej. Lekarze robili badania i rozważali operację jednak nie zdecydowali się na nią i po tygodniu zostal przeniesiony na oddział paliatywny z sondą żołądkową (mimo ,że jest w stanie jeszcze jesc i przełykać) i podają mu Mannitol.
Widzę, że nie jest dobrze i obawiam się najgorszego. Czy ta choroba naprawde potrafi tak szybko postępować? Jeszcze 2 dni temu dawal mi buziaki i pytal o męża, chciał zebym mu obcinała paznokcie... a wczoraj miałam wrazenie, że mnie nie poznaje i dzis tez prawie się nie budzi
Czy można było jeszcze zrobić coś wiecej ?
Siedzę w pracy a ciagnie mnie do niego bo nie wiem ile jeszcze mamy czasu ?