1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Przesunięty przez: absenteeism
2013-03-17, 11:43
Rak płuca = koniec mojego świata
Autor Wiadomość
trauma 


Dołączyła: 16 Mar 2013
Posty: 16
Pomogła: 1 raz

 #1  Wysłany: 2013-03-17, 11:33  Rak płuca = koniec mojego świata



Witajcie.
Czytam Was od ubiegłego poniedziałku, gdy dopiero pojawiło się podejrzenie, że tata może mieć nowotwór płuca. Niestety teraz mamy już pewność, że jest chory. Jak chory, nie wiem. Nie bijcie mnie proszę, nie wpiszę tu żadnych wyników badań, czy opisu tomografii komputerowej. Nie chcę nadziei, bo już nam ją skutecznie odebrano. Lekarz z Centrum Onkologii na Ursynowie zobaczył wynik TK i odprawił tatę do domu. Co prawda zlecił bronchoskopię, ale powiedział też, że w cuda nie wierzy i jeśli mamy jakieś pilne sprawy do załatwienia, to lepiej się szybko za to wziąć - bo tata ma przed sobą może dwa miesiące.

Oczywiście nie poprzestajemy na jednej diagnozie, najpierw broncho, a potem konsultacja z profesorem Orłowskim i doktorem Bujanem, podobno doskonałymi, warszawskimi specjalistami. Nie wiem właściwie po co, chyba, żeby wiedzieć, że zrobiło się wszystko, co było możliwe. Myślimy też o zagranicznej klinice, chociaż boję się, że faktycznie może nie być na to czasu. W szpitalu wypompowali tacie cztery litry płynu z opłucnej, wiem co to znaczy. Płyn zbiera się nadal, tata ma ogromne trudności z oddychaniem. kaszle całe noce, męczy się, a ja razem z nim. Nie jem, nie śpię, na przemian mam stany całkowitej apatii i pobudzenia. Potrafię wstać, ugotować w pół godziny cały obiad, żeby chwilę później wpaść w letarg i przeleżeć cały wieczór w łóżku.

Nie mam na nic siły, a jutro muszę dokonać rewolucji w swoim życiu - rozstać się z dawną pracą i natychmiast wdrażać się w interesy firmy taty. Nic z tego nie rozumiem, nie czuję się gotowa na taką odpowiedzialność. Panicznie boję się tego raka, umierania, cierpień. Nie samej śmierci, bo to wydaje się zbawieniem, gdy wspomni się różne historie, które nawet tu czytałam.

Nie chcę stracić ojca, bardzo go kocham. Mogliśmy mieć takie wspaniałe życie, niczego nam nie brakuje, mamy pieniądze, możliwości i tylko tego najważniejszego zabrakło. Prócz taty mam tylko mamę, która jest już na ostatnich nogach. Ona nie płacze, stara się, żeby życie płynęło dalej niezakłócone. Mnie łzy nie przestają płynąć, czuję się taka bezsilna, bezużyteczna im obojgu. Tata jest wyjątkowo niewzruszony. On taki choleryk, a tu nawet cienia histerii, żalu, czy rozpaczy. Nie wiem, czy to bardzo dobra gra aktorska, a może on po prostu jeszcze pozostaje w szoku. Udaję przed nim, że też jestem dzielna, normalnie rozmawiamy, nie robię żadnych scen, chociaż w środku mam ochotę wyć z żalu i bólu. Boję się niewiadomej, nie wiem przez jakie piekło będziemy musieli jeszcze przejść. Tak bardzo chciałabym móc coś dla niego zrobić, poświęciłabym własne zdrowie i życie, gdyby to miało go uleczyć, a tak mogę zaproponować tylko jakieś banalne rzeczy - zaparzenie kawy, zrobienie dobrego śniadania.

Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. Wszystko jest w porządku dopóki słyszy się o takich rzeczach. Mam w swoim otoczeniu wiele osób, których bliscy chorowali lub chorują na nowotwór. Zawsze wydawało mi się to przerażające, trudne, niezrozumiałe, ale przecież mnie nie dotyczyło. Na miłość boską, jak można znieść taki ból?? Nie jestem już dzieckiem, mam prawie 30 lat, ale po prostu nie wyobrażam sobie naszej przyszłości, rodziny bez taty. Jak on może nas zostawić, porzucić cały świat, mamę, mnie, kota, który go tak bardzo kocha? Jak? Znów zaczynam płakać i nie widzę literek. Wybaczcie chaos. Czasem czuję, że jeszcze minuta dłużej i po prostu eksploduje mi mózg.

Pozdrawiam Was najserdeczniej jak tylko umiem w tej sytuacji.
Aga.
 
Iga1984 


Dołączyła: 04 Mar 2013
Posty: 22
Pomogła: 1 raz

 #2  Wysłany: 2013-03-17, 12:04  


Aga!
Teraz jest taki czas. Emocje są tak silne, ze nie jesteśmy w stanie nic robić. Ale to minie, uwierz mi, znajdziesz siłę i zaczniesz działać. Przezywałam to już raz 8 lat temu, teraz przechodzę to samo z mamą. Najpierw strach, niedowierzanie, rozpacz... teraz chęć działania - jakiegokolwiek i najważniejsze: BYĆ. Razem oglądać filmy, razem płakać, razem przez to wszystko przejść.
A lekarz który daje 2 miesiące? To zwykły człowiek, który na szczęście nie rozdziela limitu na życie pomiędzy swoich pacjentów. Czasu jest mało - to prawda, zawsze jest za mało i zawsze jest za wcześnie, ale ten czas może być najlepszą rzeczą jaka teraz jest Wam dana.
Ja też się boję. Boję się jak cholera tego cierpienia i bezsilności.
Od piątku mama jest pod opieką hospicjum. Przeraża mnie to, że wszystko dzieje się tak szybko.
Dasz radę, przytulam cię i ślę dużo energii.
 
trauma 


Dołączyła: 16 Mar 2013
Posty: 16
Pomogła: 1 raz

 #3  Wysłany: 2013-03-17, 12:16  


Nawet nie wiesz, jak jestem Ci wdzięczna, że mi odpisałaś. Dwa miesiące to jakiś niewyobrażalnie krótki czas. Nie chcę sobie robić żadnej nadziei, ale jak można powiedzieć pacjentowi coś takiego, oglądając jedynie wynik tomografu? Albo tata trafił na wyjątkowo zgorzkniałego człowieka, który już widział wszystko albo to zwykły kretyn.

Tata zachowuje się normalnie, prócz kaszlu i pewnej słabości (mało śpi) nic mu nie dolega. Ma apetyt, je, nie chudnie, wygląda normalnie. Nie jestem w stanie pojąć, że ma niknąć tylko dlatego, że gdzieś tam w środku namnożyły się jakieś małe, abstrakcyjne komóreczki.

Chciałabym wyszarpać dla niego więcej czasu. A z drugiej strony (pewnie to cholerny egoizm) boję się, że to tylko wydłuży jego i nasze cierpienia, że już totalnie zdezorganizuje nasze życie.

Sama nie wiem, mąci mi się w głowie, bo od piątku piję tylko herbatę. Do szału doprowadza mnie mama, która szaleje z odkurzaczem. Ja wiem, że to jej sposób na to, żeby się całkiem nie załamać, ale jednak mnie drażni. Przy niej też nie mogę płakać, bo nazywa mnie słabą. Tata znów kaszle, ale poza tym wszystko jest jak zwykle. Tylko ja zaczęłam jakby z większą ostrością słyszeć każdy dźwięk.
 
Luika 



Dołączyła: 18 Maj 2010
Posty: 262
Pomogła: 65 razy

 #4  Wysłany: 2013-03-17, 20:38  


Trauma, kochanie... to dla Was wszystkich jest wielki szok. Każdy odreagowuje jak potrafi. Płacz nie jest czymś złym. Najgorsza jest panika, dlatego pewnie Tata, jako głowa rodziny stara się wszystko zrównoważyć. My kobiety inaczej odbieramy świat i zawsze jest w nas dużo emocji. On myśli za Was trójkę. Pewnie ma wiele spraw, które chciałby załatwić aby Was nimi nie obciazać, kiedy sam będzie musiał zająć się walką. Wy jesteście przerażone, to pomyśl w jakim On musi być szoku. Przecież to jego właśnie dotyczy najbardziej.
Myślę,że powinnaś porozmawiać z Tatą. Powiedzieć, co czujesz, co myślisz i że będziesz go wspierać kiedy będzie tego potrzebować. I,że JESTEŚ.

I pamiętaj,że my też tu jesteśmy i jeżeli będziesz potrzebować wsparcia, to pisz.....
Nie jesteś sama

Mocno tulę Was do serca ;*
_________________
nie boję się ;)
http://mamczerniaka.blog.pl/

Czerniak złośliwy, Clark III, naciek 9 mm
Melanoma epithelioides partim fusocellulare typus nodularis cutis, exulcerans, T4bN1aM0
» Mój wątek na tym Forum «
 
trauma 


Dołączyła: 16 Mar 2013
Posty: 16
Pomogła: 1 raz

 #5  Wysłany: 2013-03-18, 18:26  


Luika bardzo dziękuję.
Wczoraj byłam w takim stanie, że zamiast pocieszać tatę, to on przyszedł do mojego pokoju i pocieszał mnie. Bardzo się tego wstydzę, bo miałam być silna, opanowana i dorosła, a wyszła ze mnie mała dziewczynka, która wyje z bólu, bo ma stracić tatusia. Powiedziałam mu, jak bardzo go kocham, że nie pozwolę mu odejść, przytuliłam. Na chwilę było lepiej, ale potem znów noc jak z koszmaru. Od kilku dni śpię może po dwie godziny dziennie. Wybudzam się w panice, łapię powietrze jak ryba, na przemian jest mi zimno i gorąco, permanentnie boli serce i żebro.

Dziś znalazłam w sobie moc, żeby iść do starej pracy i powiedzieć, że nie mogę już z nimi współpracować. Nie cierpiałam tego zajęcia, ale dziś jest mi żal - nielubiana szefowa to pryszcz w porównaniu z tym, co jest teraz.

Jutro tata ma bronchoskopię. Zastanawiamy się z mamą, czy w ogóle jest sens narażać go na ból i dyskomfort, skoro lekarz po obejrzeniu tomografu stwierdził, że został mu może miesiąc, a może dwa... Ja w ogóle nie rozumiem zasadności postawienia takiej diagnozy bez znajomości dokładniejszych wyników. Może to tylko głupia nadzieja, ale tym się póki co pocieszam. Boję się tylko, co będzie, kiedy dwie konsultacje potwierdzą te prognozy. Boję się o tatę, a jeszcze bardziej o siebie, mamę.

Znów zapadł zmierzch, a we mnie narasta panika. Te ataki paniki mam właściwie cały czas, dziś jedynie przez krótki moment wpadłam w jakieś totalne odrętwienie.

Nie boję się samego faktu umierania, w końcu umieramy od pierwszej sekundy naszego pobytu na świecie. Najbardziej przeraża mnie cierpienie. Gdyby chociaż ktokolwiek mógł zagwarantować brak bólu, ale po historiach z tego forum naprawdę zwątpiłam, czy nawet taka przysługa dla umierającego jest możliwa.

Jutro idę do psychiatry po jakieś tabletki przeciwlękowe. Mam teraz mnóstwo na głowie i po prostu nie będę w stanie funkcjonować bez wsparcia. Niestety alkohol pomaga tylko na chwilę i nie jest żadnym wyjściem.

Tata mi przed chwilą powiedział, żebym się nie martwiła, bo on dociągnie do moich 40 urodzin. To za 10 lat. Prawie wybuchłam płaczem, bo boję się, że nie będzie go z nami już w 30, a to za niecały miesiąc. Boże pomóż mi.
 
Luika 



Dołączyła: 18 Maj 2010
Posty: 262
Pomogła: 65 razy

 #6  Wysłany: 2013-03-18, 22:16  


Trauma.... może nie wiem, może nie rozumiem, bo jestem po tej drugiej stronie.... Ja ci mogę tylko napisać, że z "tej strony" (osoby chorej) naprawdę nie jest najciekawiej, bo to MY mamy raka i to MY potencjalnie szybciej umrzemy i to MY nie mamy zakończonych wiele spraw i to MY musimy patrzeć na wasze cierpienie, wasz strach.... To okropne,ze przez to przechodzimy, czy z tej czy tamtej strony....

Tata jest dzielny! Patrz na niego. Rozmawia z Tobą a to naprawdę jest trudne. A ty robisz ile tylko możesz. To nie jest twoja wina,że tak się w życiu układa... Trzeba walczyć! A ciebie zjada strach..... stąd panika. Jeśli sama sobie nie radzisz idż do lekarza, od tego jest. pomoże.

Ale proszę, pomyśl.... może warto spędzić z Tatą trochę czasu inaczej? Może rozmawiając o niczym, może przytulając się do siebie, może mówiąc sobie,że się kocha.... On też się boi... A najbardziej boi się o ciebie, bo jesteś jego dzieckiem a cierpisz. To wiem na pewno, bo mam córkę... ale ona widząc,że ja się nie poddaję walczy razem ze mną o mnie.

Może spróbuj. Walcz razem z Nim o Niego.

Trauma, jestem tu. Tak bardzo chciałabym ci pomóc, przytulić, wyciszyć...
Mocno tulę Was wszystkich ;*
_________________
nie boję się ;)
http://mamczerniaka.blog.pl/

Czerniak złośliwy, Clark III, naciek 9 mm
Melanoma epithelioides partim fusocellulare typus nodularis cutis, exulcerans, T4bN1aM0
» Mój wątek na tym Forum «
 
infinity 
PRZYJACIEL Forum


Dołączyła: 21 Sie 2012
Posty: 576
Skąd: United Kingdom
Pomogła: 197 razy

 #7  Wysłany: 2013-03-19, 09:35  


Luika podkreslila slowo MY - czyli chorzy.
Rozumiem Twoj strach, lek i niemoc ale Twojego egoizmu przelknac nie moge...

Przeczytaj swoje posty gdy juz emocje opadna - Ty sie bardziej martwisz o siebie i mame niz o Tate ( sama tak napisalas! )

Na tym forum jednak najwazniejsi sa chorzy - przynajmniej tak byc powinno

Wielu z nas stracilo rodzicow przez raka, niektorzy do dzis zadaja sobie pytanie czy oby napewno zrobili wszystko? Czy rodzic nie cierpial? A Tobie swiat sie konczy bo przepraszam co?...

[ Dodano: 2013-03-19, 09:53 ]
Mysle, ze za bardzo skupiasz sie na sobie i swoich uczuciach.

Swiat Ci sie zawalil, bo musisz przejac firme ojca-a co mysli tata gdy nie moze poprowadzic jej( dzialalnosci) do konca-emerytury i zostawic ja corce, ktora panicznie sie boi? Ty masz wybor- mozesz ja przejac lub zlikwidowac, Twoj tata wyboru nie ma...

Ja moge poprowadzic ta firme i 10 innych jesli to mialoby przedluzyc zycie 1 osobie chorej na raka - naprawde.

My - rodziny chorych tez strasznie panikujemy, martwimy sie i placzemy w ukryciu, by osoba chora nie czula sie ciezarem.

Jak dowiedzialam sie o chorobie mamy nie zastanawialam sie, kto mi teraz dzieci bedzie pilnowal?, kto mi bedzie dawal przepisy na ciasto -mama i jej potrzeby byly najwazniejsze.

Osoba umierajaca martwi sie o tych ktorych zostawia-powtarzalam mamie, zeby o nas sie nie martwila - mamy rodziny, prace, domy a tata sie zaopiekujemy- powtarzalam jej zeby martwila sie o siebie! Aby sygnalizowala gdy ja boli itp.

A u Ciebie ...bo jak ja ... Ja teraz... Ja ja ja
 
 
butterfly 


Dołączyła: 13 Lis 2012
Posty: 93
Pomogła: 18 razy

 #8  Wysłany: 2013-03-19, 13:07  


Trauma, wiem, co przeżywasz - bo sama to przerabiałam. Przepłakałam swoje (też na początku bardziej się bałam o siebie niż o Tatę), po to, by szybko się pozbierać i zacząć walczyć - razem z Tatą. Jemu i tak było ciężko, tym bardziej, że nigdy nie potrafił z nami rozmawiać, więcej dusił w sobie. Ale właśnie miłość do bliskich powoduje, że po pierwszym szoku zaczynamy działać, walczyć o lepsze chwile.

Infinity - wydaje mi się - trafnie podsumowała Twoje emocje. Wiem, że to trudne, ale w tym momencie najważniejsze jest, by to Tata jako chory miał w Was wsparcie, by czuł się bezpiecznie. Jego choroba jest teraz w centrum zainteresowania. Trzeba zrobić wszystko, by zapewnić choremu optymalną ścieżkę leczenia i komfort życia.
Możesz popłakać sobie - ale jeśli Twój Tato widzi Twoje łzy - to jest mu jeszcze trudniej. Nie myśl już teraz o tym, jak bardzo Tata będzie cierpiał, jak będzie wyglądało umieranie.
Zawsze warto zabezpieczyć możliwość opieki lekarzy z hospicjum - kiedy przyjdzie na to czas.

Trochę zbocze z tematu, ale myślę, ze człowiek w swoim życiu przeżywa wiele końców świata - większych i mniejszych. Choroba rodzica może być (i na pewno jest) traumą - nie wątpię.
Nie patrz na statystyki - lekarz podał orientacyjny czas - po to, by była świadomość, bo pewne sprawy trzeba pozamykać. A ostatecznie - ile tego czasu będzie - tego nikt nie wie, nawet lekarze. Teraz postaraj się przebywać jak najwięcej z Tatą, łap każdą chwilę, bo to ważne.

Pozdrawiam i życzę siły...
 
magdal 



Dołączyła: 05 Lut 2013
Posty: 500
Skąd: łódzkie
Pomogła: 105 razy

 #9  Wysłany: 2013-03-28, 21:59  


przeczytałam z uwagą cały wątek...ale chciałabym odnieść się do krótkiego fragmentu butterfly dotycz. łez.
Rozmawiałam niedawno z onkolożką na ten temat. Zapytała mnie, czy mama widzi moje łzy(płakałam u niej w gabinecie). Byłam mocno zdziwiona.. A ona odparła mi, że spędzając tyle lat z chorymi na raka, dowiedziała się od nich w gabinecie wielu rzeczy. Czasem ci chorzy mówią do niej, że rodzina tak lekko podchodzi do ich choroby, że są tacy normalni, obojętni że nawet nie zapłaczą i że chyba nigdy nie byli dla nich ważni...Byłam zdumiona tymi słowami. Lekarka mówiła, by nie wstydzić się łez ani emocji, bo chory widzi wtedy że bliskim na nim zależy, owszem nie powinno się przekraczać pewnej granicy w tym ujawnianiu uczuć, by tym przeżywaniem nie dobić chorego. Opowiedziała mi też pewną historię kobiety, która ze łzami w oczach opowiadała wzruszona że syn powiedział jej że ją kocha, pierwszy raz w życiu.
Pozdrawiam Was serdecznie. Magda
_________________
Tata NDRP, Mama DRP
 
bladze 


Dołączyła: 04 Lut 2013
Posty: 112
Pomogła: 7 razy

 #10  Wysłany: 2013-03-29, 19:00  


Moim zdaniem jak choruje rodzic, to jest taki moment, że pora się zamienić rolami w jakiś sposób.

Ciesz się czasem jaki pozostał Ci z Tatą, zapewnij mu w 100% skuteczne leczenie przeciwbólowe, bo o to najtrudniej...
_________________
Błądzę, czyli Agata

Mama zasnęła 4.03.2013
 
butterfly 


Dołączyła: 13 Lis 2012
Posty: 93
Pomogła: 18 razy

 #11  Wysłany: 2013-03-29, 20:56  


Odnośnie łez - napisałam to na podstawie własnej obserwacji. Mój Tata nie chciał moich wizyt w szpitalu, bo się rozklejał totalnie, a to wpływało (nigdy bym w to nie uwierzyła, gdybym nie zobaczyła) na jego stan ogólny. Mój Tata widział, że się martwię. Wiedział może, że wiem na temat choroby dużo, dużo więcej niż on. A nie umiałabym kłamać, zresztą, nawet jakbym próbowała - w moment by to wyczuł. Może przestałby walczyć. Nie wiem... Nie wiem jakim cudem w miarę spokojnie zniosłam ostatnie pożegnanie... typowy wrażliwiec jestem. Po Jego śmierci dostrzegłam u siebie cechy, które On posiadał, mam podobny tok myślenia, przewiduję, co by powiedział w danej sytuacji...

Znajoma mi kiedyś powiedziała, że skoro Tata mi się przyśnił w pewien określony sposób (po śmierci), to znaczy, że widocznie nie chce, bym się o niego dalej zamartwiała, bo już nie cierpi bólu. I tego się trzymam.

Słowa "ciesz się czasem, jaki pozostał Ci z Tatą" mogą być czasem banalne.
Ale to prawda. Chwytaj garściami każdą chwilę. Powiedz tacie, jak bardzo go kochasz, bo to szalenie ważne. Dla niego i dla Ciebie. I postaraj się uczynić wszystko, by nie cierpiał (opieka hospicyjna domowa, środki przeciwbólowe).
Życzę dużo siły... i pozdrawiam
 
magdal 



Dołączyła: 05 Lut 2013
Posty: 500
Skąd: łódzkie
Pomogła: 105 razy

 #12  Wysłany: 2013-03-29, 21:25  


Butterfly, oczywiście każdy przeżywa inaczej cierpienie bliskich, a to jak się zachowujemy jest sumą różnych rzeczy, sytuacji, potrzeb, charakterów itp. Podzieliłam sie tylko informacją zasłyszaną od pani dr, zaciekawiła mnie jej wypowiedź, nawet zaskoczyła, myślę że dużo w niej racji, choć każda choroba, każdy pacjent jest inny i ma inne potrzeby. Stąd ten wątek i inne, bo wszyscy szukamy pomocy i wsparcia.
Pozdrawiam cieplutko. Magda

[ Dodano: 2013-03-29, 21:31 ]
I jedna jeszcze refleksja związana właśnie z chorobą jednego z rodziców. widzę to na przykładzie mojej mamy, która bardzo często "chroni mnie", ukrywa łzy przede mną, nie chce bym cierpiała... Mojej ciotce pokazała w czym ją pochować, bo ja wtedy nie będę miała głowy do tego, jak się wyraziła. A gdy widzi zmęczenie na mej twarzy dzwoni do niej i prosi, by została na noc, bym odpoczęła. No tak, matką się jest całe życie...
Przytulam Was w ten trudny dla nas świąteczny czas.
_________________
Tata NDRP, Mama DRP
 
trauma 


Dołączyła: 16 Mar 2013
Posty: 16
Pomogła: 1 raz

 #13  Wysłany: 2013-03-30, 12:22  


Dziękuję Wam za wszystkie odpowiedzi. Jestem, tu, czytam, ale się nie loguję. To dziwne, ale świat się nie skończył. Dalej trwa, co prawda w swojej karykaturalnej, zupełnie pokrzywionej wersji, ale trwa. Tata w szpitalu, podają pierwszą chemię. Na razie czuje się dobrze. Ja płaczę już tylko momentami, za to bardzo dużo pracuję, prowadzę dom, by mama mogła być z ojcem, opiekuję się 96 letnią babcią, jeżdżę do firmy.

Na razie nie myślę, co będzie dalej. Mózg chyba sam się broni i nie dopuszcza kolejnych dramatycznych wizji. Dalej miotają mną sprzeczne emocje - wczoraj przygotowując sernik dla taty rzucałam miskami i papierem toaletowym, wrzeszcząc na wszechświat i rzucając mu wyzwanie. Nasz kot omija mnie dziś szerokim łukiem, a spojrzenie ma bardzo sceptyczne.

Dziękuję, że jesteście, że nie jestem w tym wszystkim sama. Dziękuję, że istnieje takie miejsce, jak to forum. Modlę się jedynie o brak cierpienia. Jeśli tata musi od nas odejść, trudno, widocznie, tak zostało zapisane w gwiazdach, czy innych fusach. Ale niech nie cierpi.

Na szczęście na jego leczenie mamy bardzo dużo pieniędzy, więc może da się kupić za to jakieś superdragi, po których człowiek po prostu odpływa w niebyt.

Ściskam,
Aga.
 
kittens 


Dołączyła: 04 Kwi 2013
Posty: 1
Pomogła: 1 raz

 #14  Wysłany: 2013-04-05, 21:54  


Traumo! Pamiętaj, żeby nie izolować się z tym bólem. Na pewno są osoby wokół Ciebie, które pozwolą Ci go złagodzić, którym będziesz się mogła wygadać ze swoich zmartwień i wątpliwości. A zmartwienie wypowiedziane jest już odrobinę mniejszym zmartwieniem. Pamiętaj, że nie możesz odrzucać normalnego życia, spotkania z przyjaciółmi, czasem spaceru, gdzieś musisz odetchnąć, skądś musisz czerpać energię do dalszej walki. Bo jeśli będziesz się tylko umartwiać, obciąży Cię to tak bardzo, że będziesz bezużyteczna dla taty i sama sobie niepotrzebnie dodatkowo dowalisz. Twój świat się nie skończy, choć teraz sytuacja i strach Cię przytłaczają.
Ściskam mocno.
 
bladze 


Dołączyła: 04 Lut 2013
Posty: 112
Pomogła: 7 razy

 #15  Wysłany: 2013-04-05, 21:59  


Ja nauczyłam się, że super dragi i niebyt to nie jest właściwa droga.

Że czasami sedacja jest jedynym wyjściem, gdy boli, ale docelowo leczenie bólu ma umożliwić choremu w miarę normalne funkcjonowanie przy jednoczesnym wyeliminowaniu bólu.

Dbaj ze wszystkich sił, by nie bolało.
_________________
Błądzę, czyli Agata

Mama zasnęła 4.03.2013
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group