Witam
Wprawdzie forum przeglądam już od kilku miesięcy, jednak dopiero teraz postanowiłem się zarejestrować (chyba to, iż w sobotę kończę 19 lat mnie do tego skłoniło - okres kolejnych rocznic zawsze był dla mnie czasem pewnych przemyśleń, podsumowań).
Rozpoznanie: Choroba Hodgkina typ NS grupa II A E (wg protokołu EURONET-PHL-C1)
Grupa terapeutyczna TG-2 (2x OEPA + 2x COPDAC + ew. radioterapia)
Wszystko zaczęło się w listopadzie 2011 roku od wybrzuszenia się guza w okolicach mostka oraz 1. i 2. lewego żebra - tak jakby z dnia na dzień (obecny lekarz prowadzący stwierdził, iż guz mógł rosnąć wewnątrz i osiągnął taki rozmiar, że "wypchnął się" tworząc widoczną i wyczuwalną nierówność). O pierwszym lekarzu szkoda nawet wspominać - na podstawie USG i źle przeprowadzonej biopsji otwartej (omyłkowo pobrał tkankę mięśniową, jednak był pewien, że to "ta" zmieniona tkanka), której wynik stanowił, że jest to tkanka mięśniowa poprzecznie prążkowana z widocznym zakłopotaniem postawił diagnozę: zmieniona urazowo tkanka mięśniowa oraz zalecił maść ze sterydami. I wyobraźcie sobie, że ten lekarz był specjalizacji chirurgii onkologicznej
W międzyczasie (grudzień 2011) powiększyły mi się węzły chłonne pod i nadobojczykowe prawe i lewe, a ból okolic guza, który pojawił się wraz z wybrzuszeniem ciągle nie ustępował.
Tylko dzięki mojemu i moich rodziców uporowi i dociekliwości, poprzez ortopedę trafiliśmy w końcu do poradni onkohematologicznej szpitala im. A. Jurasza w Bydgoszczy (styczeń 2012), skąd skierowano mnie na oddział celem diagnostyki.
Diagnoza padła w dniu 16. lutego 2012, kiedy to po rozmowie z profesorem podpisałem zgodę na leczenie, które rozpocząłem jeszcze tego samego dnia.
STAN NA DZIEŃ DZISIEJSZY:
Jestem po dwóch cyklach OEPA. Czekając na pierwszy cykl COPDAC wykonuję zaplanowane badania obrazowe (już po tomografii, niedługo PET i USG węzłów) w celu uzyskania wiadomości odnośnie postępów leczenia i reakcji nowotworu na stosowane leki.
Mówi się, że nigdy nie jest odpowiedni czas, że to "nie ten moment"na nowotwór, jednak mogę mówić o wyjątkowym niefarcie - otóż w maju, a więc już niedługo, mam zdawać maturę. Przez te wszystkie hospitalizacje dużo dni opuściłem i mimo załatwienia nauczania indywidualnego, które realizuję, czuję się dosyć niepewnie co do rezultatów, które mogę osiągnąć. Jednak podjąłem decyzję, iż jeżeli siły i leczenie nie przeszkodzą to przystąpię do matury - spróbować zawsze można.
Jednak proszę o pomoc w podjęciu ważnej życiowej decyzji: Co ze studiami? Aplikować czy dać sobie rok przerwy? Dodam tylko, że wstępnie leczenie ma się zakończyć w lipcu, najdalej we wrześniu. Będę wdzięczny za każdą podpowiedź - a może jest wśród Was ktoś, kto miał podobny problem?
Jeżeli czyta to lub będzie czytać ktoś, kto jest przed chemioterapią i panicznie się boi niech wie, że ja też panicznie się jej bałem, jednak był to strach przed czymś niewiadomym, co po pierwszych dniach ustało - udało mi się przejść przez te miesiące bez cięższych powikłań, jak np. wymioty czy większe dołki
Moje "credo":
Przede wszystkim to żyć chwilami przyjemnymi, myśleć o samych przyjemnościach i optymistycznie patrzeć w przyszłość