1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Znalezionych wyników: 5
DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna
Autor Wiadomość
  Temat: Rak płuca = koniec mojego świata
trauma

Odpowiedzi: 16
Wyświetleń: 11893

PostDział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej   Wysłany: 2013-04-06, 14:38   Temat: Rak płuca = koniec mojego świata
Dbam, dbam.

Na razie, odpukać nic nie boli. Tata po pierwszej chemii odpoczywa w domu. Kręci się, majstruje przy wszystkich urządzeniach elektrycznych, czesze kota, złości się, poucza mnie, jak prowadzić biznesy. Boję się napisać, że czuje się dobrze, ale moim zdaniem naprawdę się trzyma. Dla mnie to zupełnie absurdalna myśl. Że rak? Że jak? Tata wygląda pięknie. Rumiany, odrobinkę tylko stracił na wadze. Żadnych wymiotów, biegunek, wszystko jak zwykle. I tylko zakupiony koncentrator tlenu stający w kącie wytrąca mnie z tej przyjemnej iluzji. Na razie to ustrojstwo stoi nieużywane, ale kupiłyśmy na wszelki wypadek, żeby nie chodzić, nie prosić się i nie czekać, jeśli będzie potrzebne. Oby nie.

Jestem ciekawa, czy w psychologii istnieje zjawisko pewnych etapów, które trzeba przejść w związku z chorobą. W poniedziałek zapytam o to moją terapeutkę, ale ona zajmuje się psychoanalizą, a nie psychoonkologią.

Czy ktoś pomagał Wam przejść przez cały ten chorobowy proces? Tłumaczył, dlaczego żyjecie na takiej huśtawce?

Ja się od zawsze gubiłam w milionach swoich sprzecznych emocji, ale teraz są ich miliardy. Staram się żyć dniem dzisiejszym, na razie udaje mi się nie myśleć, co będzie dalej. Chwilowo sytuacja jest kijowa, ale stabilna. I niech tak będzie, jak najdłużej.

Pozdrawiam.
  Temat: Rak płuca = koniec mojego świata
trauma

Odpowiedzi: 16
Wyświetleń: 11893

PostDział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej   Wysłany: 2013-03-30, 12:22   Temat: Rak płuca = koniec mojego świata
Dziękuję Wam za wszystkie odpowiedzi. Jestem, tu, czytam, ale się nie loguję. To dziwne, ale świat się nie skończył. Dalej trwa, co prawda w swojej karykaturalnej, zupełnie pokrzywionej wersji, ale trwa. Tata w szpitalu, podają pierwszą chemię. Na razie czuje się dobrze. Ja płaczę już tylko momentami, za to bardzo dużo pracuję, prowadzę dom, by mama mogła być z ojcem, opiekuję się 96 letnią babcią, jeżdżę do firmy.

Na razie nie myślę, co będzie dalej. Mózg chyba sam się broni i nie dopuszcza kolejnych dramatycznych wizji. Dalej miotają mną sprzeczne emocje - wczoraj przygotowując sernik dla taty rzucałam miskami i papierem toaletowym, wrzeszcząc na wszechświat i rzucając mu wyzwanie. Nasz kot omija mnie dziś szerokim łukiem, a spojrzenie ma bardzo sceptyczne.

Dziękuję, że jesteście, że nie jestem w tym wszystkim sama. Dziękuję, że istnieje takie miejsce, jak to forum. Modlę się jedynie o brak cierpienia. Jeśli tata musi od nas odejść, trudno, widocznie, tak zostało zapisane w gwiazdach, czy innych fusach. Ale niech nie cierpi.

Na szczęście na jego leczenie mamy bardzo dużo pieniędzy, więc może da się kupić za to jakieś superdragi, po których człowiek po prostu odpływa w niebyt.

Ściskam,
Aga.
  Temat: Rak płuca = koniec mojego świata
trauma

Odpowiedzi: 16
Wyświetleń: 11893

PostDział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej   Wysłany: 2013-03-18, 18:26   Temat: Rak płuca = koniec mojego świata
Luika bardzo dziękuję.
Wczoraj byłam w takim stanie, że zamiast pocieszać tatę, to on przyszedł do mojego pokoju i pocieszał mnie. Bardzo się tego wstydzę, bo miałam być silna, opanowana i dorosła, a wyszła ze mnie mała dziewczynka, która wyje z bólu, bo ma stracić tatusia. Powiedziałam mu, jak bardzo go kocham, że nie pozwolę mu odejść, przytuliłam. Na chwilę było lepiej, ale potem znów noc jak z koszmaru. Od kilku dni śpię może po dwie godziny dziennie. Wybudzam się w panice, łapię powietrze jak ryba, na przemian jest mi zimno i gorąco, permanentnie boli serce i żebro.

Dziś znalazłam w sobie moc, żeby iść do starej pracy i powiedzieć, że nie mogę już z nimi współpracować. Nie cierpiałam tego zajęcia, ale dziś jest mi żal - nielubiana szefowa to pryszcz w porównaniu z tym, co jest teraz.

Jutro tata ma bronchoskopię. Zastanawiamy się z mamą, czy w ogóle jest sens narażać go na ból i dyskomfort, skoro lekarz po obejrzeniu tomografu stwierdził, że został mu może miesiąc, a może dwa... Ja w ogóle nie rozumiem zasadności postawienia takiej diagnozy bez znajomości dokładniejszych wyników. Może to tylko głupia nadzieja, ale tym się póki co pocieszam. Boję się tylko, co będzie, kiedy dwie konsultacje potwierdzą te prognozy. Boję się o tatę, a jeszcze bardziej o siebie, mamę.

Znów zapadł zmierzch, a we mnie narasta panika. Te ataki paniki mam właściwie cały czas, dziś jedynie przez krótki moment wpadłam w jakieś totalne odrętwienie.

Nie boję się samego faktu umierania, w końcu umieramy od pierwszej sekundy naszego pobytu na świecie. Najbardziej przeraża mnie cierpienie. Gdyby chociaż ktokolwiek mógł zagwarantować brak bólu, ale po historiach z tego forum naprawdę zwątpiłam, czy nawet taka przysługa dla umierającego jest możliwa.

Jutro idę do psychiatry po jakieś tabletki przeciwlękowe. Mam teraz mnóstwo na głowie i po prostu nie będę w stanie funkcjonować bez wsparcia. Niestety alkohol pomaga tylko na chwilę i nie jest żadnym wyjściem.

Tata mi przed chwilą powiedział, żebym się nie martwiła, bo on dociągnie do moich 40 urodzin. To za 10 lat. Prawie wybuchłam płaczem, bo boję się, że nie będzie go z nami już w 30, a to za niecały miesiąc. Boże pomóż mi.
  Temat: Rak płuca = koniec mojego świata
trauma

Odpowiedzi: 16
Wyświetleń: 11893

PostDział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej   Wysłany: 2013-03-17, 12:16   Temat: Rak płuca = koniec mojego świata
Nawet nie wiesz, jak jestem Ci wdzięczna, że mi odpisałaś. Dwa miesiące to jakiś niewyobrażalnie krótki czas. Nie chcę sobie robić żadnej nadziei, ale jak można powiedzieć pacjentowi coś takiego, oglądając jedynie wynik tomografu? Albo tata trafił na wyjątkowo zgorzkniałego człowieka, który już widział wszystko albo to zwykły kretyn.

Tata zachowuje się normalnie, prócz kaszlu i pewnej słabości (mało śpi) nic mu nie dolega. Ma apetyt, je, nie chudnie, wygląda normalnie. Nie jestem w stanie pojąć, że ma niknąć tylko dlatego, że gdzieś tam w środku namnożyły się jakieś małe, abstrakcyjne komóreczki.

Chciałabym wyszarpać dla niego więcej czasu. A z drugiej strony (pewnie to cholerny egoizm) boję się, że to tylko wydłuży jego i nasze cierpienia, że już totalnie zdezorganizuje nasze życie.

Sama nie wiem, mąci mi się w głowie, bo od piątku piję tylko herbatę. Do szału doprowadza mnie mama, która szaleje z odkurzaczem. Ja wiem, że to jej sposób na to, żeby się całkiem nie załamać, ale jednak mnie drażni. Przy niej też nie mogę płakać, bo nazywa mnie słabą. Tata znów kaszle, ale poza tym wszystko jest jak zwykle. Tylko ja zaczęłam jakby z większą ostrością słyszeć każdy dźwięk.
  Temat: Rak płuca = koniec mojego świata
trauma

Odpowiedzi: 16
Wyświetleń: 11893

PostDział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej   Wysłany: 2013-03-17, 11:33   Temat: Rak płuca = koniec mojego świata

Witajcie.
Czytam Was od ubiegłego poniedziałku, gdy dopiero pojawiło się podejrzenie, że tata może mieć nowotwór płuca. Niestety teraz mamy już pewność, że jest chory. Jak chory, nie wiem. Nie bijcie mnie proszę, nie wpiszę tu żadnych wyników badań, czy opisu tomografii komputerowej. Nie chcę nadziei, bo już nam ją skutecznie odebrano. Lekarz z Centrum Onkologii na Ursynowie zobaczył wynik TK i odprawił tatę do domu. Co prawda zlecił bronchoskopię, ale powiedział też, że w cuda nie wierzy i jeśli mamy jakieś pilne sprawy do załatwienia, to lepiej się szybko za to wziąć - bo tata ma przed sobą może dwa miesiące.

Oczywiście nie poprzestajemy na jednej diagnozie, najpierw broncho, a potem konsultacja z profesorem Orłowskim i doktorem Bujanem, podobno doskonałymi, warszawskimi specjalistami. Nie wiem właściwie po co, chyba, żeby wiedzieć, że zrobiło się wszystko, co było możliwe. Myślimy też o zagranicznej klinice, chociaż boję się, że faktycznie może nie być na to czasu. W szpitalu wypompowali tacie cztery litry płynu z opłucnej, wiem co to znaczy. Płyn zbiera się nadal, tata ma ogromne trudności z oddychaniem. kaszle całe noce, męczy się, a ja razem z nim. Nie jem, nie śpię, na przemian mam stany całkowitej apatii i pobudzenia. Potrafię wstać, ugotować w pół godziny cały obiad, żeby chwilę później wpaść w letarg i przeleżeć cały wieczór w łóżku.

Nie mam na nic siły, a jutro muszę dokonać rewolucji w swoim życiu - rozstać się z dawną pracą i natychmiast wdrażać się w interesy firmy taty. Nic z tego nie rozumiem, nie czuję się gotowa na taką odpowiedzialność. Panicznie boję się tego raka, umierania, cierpień. Nie samej śmierci, bo to wydaje się zbawieniem, gdy wspomni się różne historie, które nawet tu czytałam.

Nie chcę stracić ojca, bardzo go kocham. Mogliśmy mieć takie wspaniałe życie, niczego nam nie brakuje, mamy pieniądze, możliwości i tylko tego najważniejszego zabrakło. Prócz taty mam tylko mamę, która jest już na ostatnich nogach. Ona nie płacze, stara się, żeby życie płynęło dalej niezakłócone. Mnie łzy nie przestają płynąć, czuję się taka bezsilna, bezużyteczna im obojgu. Tata jest wyjątkowo niewzruszony. On taki choleryk, a tu nawet cienia histerii, żalu, czy rozpaczy. Nie wiem, czy to bardzo dobra gra aktorska, a może on po prostu jeszcze pozostaje w szoku. Udaję przed nim, że też jestem dzielna, normalnie rozmawiamy, nie robię żadnych scen, chociaż w środku mam ochotę wyć z żalu i bólu. Boję się niewiadomej, nie wiem przez jakie piekło będziemy musieli jeszcze przejść. Tak bardzo chciałabym móc coś dla niego zrobić, poświęciłabym własne zdrowie i życie, gdyby to miało go uleczyć, a tak mogę zaproponować tylko jakieś banalne rzeczy - zaparzenie kawy, zrobienie dobrego śniadania.

Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. Wszystko jest w porządku dopóki słyszy się o takich rzeczach. Mam w swoim otoczeniu wiele osób, których bliscy chorowali lub chorują na nowotwór. Zawsze wydawało mi się to przerażające, trudne, niezrozumiałe, ale przecież mnie nie dotyczyło. Na miłość boską, jak można znieść taki ból?? Nie jestem już dzieckiem, mam prawie 30 lat, ale po prostu nie wyobrażam sobie naszej przyszłości, rodziny bez taty. Jak on może nas zostawić, porzucić cały świat, mamę, mnie, kota, który go tak bardzo kocha? Jak? Znów zaczynam płakać i nie widzę literek. Wybaczcie chaos. Czasem czuję, że jeszcze minuta dłużej i po prostu eksploduje mi mózg.

Pozdrawiam Was najserdeczniej jak tylko umiem w tej sytuacji.
Aga.
 
Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group