1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Znaleziono 1 wynik
DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna
Autor Wiadomość
  Temat: UMIERANIE - jak rozpoznać, że to już blisko?...
siluete

Odpowiedzi: 124
Wyświetleń: 697390

PostDział: Opieka paliatywna   Wysłany: 2012-08-25, 13:11   Temat: UMIERANIE - jak rozpoznać, że to już blisko?...
U mojego Taty wszystkie symptomy następowały książkowo po prostu. Miał raka głowy trzustki z przerzutami do płuc. Najpierw słabnięcie. Ciągła zadyszka. Przestał sam wychodzić na dłuższe spacery. Pomimo tego, że ciężko mu było chodzić to brał samochód i wszędzie nim podjeżdżał. Kiedyś poprosiłam "Tato nie jeździj samochodem, jesteś za słaby teraz i może Ci się coś stać". A on mi na to "a co mi zostało? Ja już nie mogę chodzić". Pomagał sobie kijkami do nordic walking. Dwa tygodnie przed śmiercią praktycznie przestał wychodzić z domu i wstawał tylko do toalety. Brak apetytu u niego wystąpił już miesiąc przed śmiercią. Gwałtownie zaczął chudnąć. Nie miał na nic ochoty, nawet na rzeczy, które kiedyś bardzo lubił. Miał wstręt zwłaszcza do mięsa i pieczywa. Najłatwiej przechodziły mu półpłynne rzeczy, zupy, luźna jajecznica.
Tydzień przed śmiercią przestał wstawać z łóżka, to był wtorek. Zaczął tez strasznie kasłać a podczas kaszlu wydobywał się z niego okropny smród. Nie do opisania. Środa, czwartek piątek i sobota był bardzo słabiuteńki, głównie spał. Wtedy załatwiliśmy materac przeciwodleżynowy i kupiliśmy kaczkę i basen. Coraz rzadziej oddawał mocz i było to utrudnione. W niedzielę nagle poczuł się dużo lepiej, przyszła do niego rodzina, bardzo się cieszył, dużo rozmawiał, podniósł się na łóżku i więcej był w pozycji półsiedzącej. Zjadł sam śniadanie (wcześniej trzeba było go karmić), obiad i lody na kolację, którymi nakarmił jeszcze mojego 1,5 rocznego synka i cieszyl się z tego jak dziecko. Od poniedziałku wszystko już było z górki, zaczął gadać głupoty, czasem był jak gdyby w innym świecie. Tępo wpatrzony w jeden punkt wzrok, zaczął dużo mówić o zdarzeniach z przeszłości, miał życiowe refleksje. Czasem jeszcze odpowiedział na jakieś pytanie, ale musiałam je kilka razy zadawać. We wtorek przestał mówić, kilka pojedyńczych słów na dzień, czasem kiwał głową jak o coś pytałam. Zaczął bardzo ciężko oddychać, miał wysuszone śluzówki, poorany jak ziemia język, smarowałam mu usta wazeliną, trochę pomagało. Morfinę w tabletkach musiałam mu rozkruszać, mieszac z odrobiną wody i dawać łyżeczką. Przestal oddawać też mocz, ale on już prawie nic nie pił. Środa była bardzo podobna, doszło jednak to, że raz zwymiotował brunatnobrązową cieszą, która strasznie cuchnęła. Na wieczór przyszło okromne pogorszenie, dyszał ciężko, zapadal mu się język, dusił się i dwukrotnie zwymiotował tą cieczą, za każdym razem większa ilością. Potem z godziny na godzinę coraz gorzej, rano koło 8ej poczułam, że miał chłodne dłonie, stopy i uszy. Podczas każdego oddechu już prawie krzyczał. Koło 10tej nie miałam mu już jak dac morfiny, nie przełykał. Zadzwoniłam na pogotowie, chciałam tylko, żeby podali mu morfinę w zastrzyku, z hospicjum nie mogli do nas akurat przyjść. Pogotowie przyjechało o 11:10. Bez problemu zgodzili się na podanie morfiny. Zmierzyli Tacie ciśnienie, było całkiem normalne jak na niego 98/65, Tata całe życie był niskociśnieniowcem. Pomimo strasznego stanu ratownik powiedział nam, że przy takim ciśnieniu to jeszcze może długo potrwać. Po chwili powiedział jednak do drugiego "sprawdź jeszcze saturację" i ratownik, który ją sprawdził z przerażeniem w oczach nagle powiedział "to będzie za chwilę". Wtedy nagle Tata zaczął się rzucać na łóżku, wyciągac ręce przed siebie mówić "weź mnie, weź mnie. Wołał też swojego tatę. Nagle wyciągnął ręce do okna, przekręcił się na bok i na poduszkę popłynęły z jego ust litry całe tej brunatnobrązowej, strasznie cuchnącej cieczy. Odetchnął jeszcze trzy razy i umarł a ja podczas tych ostatnich sekund cały czas mówiłam "Tato kocham Cię, zrobię wszystko, żeby wychować moje dzieci tak jak Ty byś chciał, pilnuj nas i miej w swojej opiece, Tatusiu kocham Cię".
Wiem, że mój opis jest bardzo drastyczny, ale pamiętam jak sama szukałam dokładnych informacji jak mój Tata odchodził. Może komuś to pomoże.
Cały czas mnie nurtuje co to za ciecz, co to było za cholerstwo.
 
Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group