1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: gdy pojawia sie przerzuty... |
jaga-bz
Odpowiedzi: 53
Wyświetleń: 28420
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2009-02-28, 20:28 Temat: gdy pojawia sie przerzuty... |
Mral :-) - emocje, emocje.... i ja nie jestem od nich wolna, szczególnie w ostatnich dniach.
Pozdrawiam |
Temat: gdy pojawia sie przerzuty... |
jaga-bz
Odpowiedzi: 53
Wyświetleń: 28420
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2009-02-28, 19:18 Temat: gdy pojawia sie przerzuty... |
Drogie Forumowiczki
Gwoli wyjaśnienia - mój post skierowany był bezpośrednio do Cherrie.
Wyjaśniam również, iż Cherrie nie ma mi niczego za złe.
Nie było moim zamiarem sprawienie komukolwiek, jakiejkolwiek przykrości.
W najmniejszym stopniu nie chciałam nikogo urazić.
Pozdrawiam |
Temat: gdy pojawia sie przerzuty... |
jaga-bz
Odpowiedzi: 53
Wyświetleń: 28420
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2009-02-27, 21:49 Temat: gdy pojawia sie przerzuty... |
Cherrie, czytając Twoje wpisy mam czasami wielką ochotę lekko Tobą potrząsnąć (bez urazy).
Myślę, że doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że każdy przeżywa swą chorobę inaczej, każy na swój sposób. Moim zdaniem powinnaś w pełni zaakceptować sposób Twego taty na radzenie sobie z chorobą, na jego zachowania, reakcje. Jeżeli twierdzi, że jest zdrowy, to znaczy, że czuje się zdrowy. Ma święte prawo (szczególnie w tej chorobie) przeżywać każdy dzień tak jak chce, robić to, na co ma ochotę. Słyszałaś chyba o tym jak to można zagłaskać kota.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę stwierdzić, że Twój tato ma sporą wiedzę na temat swej choroby (poza tą, którą uzyskał od lekarzy). Wiem jak wyglądają rozmowy pomiędzy pacjentami na sali szpitalnej czy też w poczekalni do przychodni. A to, że przyjął taką postawę i wobec najbliższych wypiera chorobę, to zapewne jego własny sposób na radzenie sobie z tym, co go spotkało. Wiele razy słyszałam od lekarzy, że pacjenci często wybierają postawę wypierania, negacji choroby i jest to w sumie korzystne dla ich psychiki, pozwala im lepiej funkcjonować. Być może Twój tato postanowił żyć obok choroby. A jest to trudna sztuka - sama uczyłam się jej mozolnie przez pewien czas i myślę, że z dobrym skutkiem (od kilkunastu lat też jestem "onkologiczna"). Nienawidziłam i nadal nienawidzę pytań typu "jak się czujesz". Zawsze odpowiadałam głupio, być może nawet agresywnie: "a co? nie widać? nie słychać? Jeżeli nie widzisz i nie słyszysz, to polecam wizytę u okulisty i laryngologa". Miałam przy tym buzię roześmianą od ucha do ucha. Na stwierdzenia "świetnie wyglądasz, w ogóle nie widać po tobie choroby" mówiłam zgryźliwie "przecież ja na twarz nie choruję". Na pytania o któregoś tam z kolei mojego raka odpowiadałam "jakiego raka? nie mam żadnego raka! był, został wycięty, nie ma go". Miewałam i miewam wiele takich różnych (mniej lub bardziej irracjonalnych) zachowań. Podobnie mój mąż - też nie cierpi pytań o to "czucie". Potrafi powiedzieć: "proszę o inny zestaw pytań".
Wracając do Twego pytania "gdy pojawią się przerzuty - co wtedy?". Myślę, że jeżeli pojawi się przerzut, to zapewne Twój tato pierwszy usłyszy o tym od lekarza. Wiem z autopsji i nie tylko, że lekarze takie informacje przekazują pacjentowi w sposób oględny, najczęściej stwierdzają "pojawił się guzek". Bardzo niewielu pacjentów zaczyna natychmiast drążyć temat. Mój mąż (DRP, mija 7 miesiąc od diagnozy), po wyjściu z gabinetu lekarza, gdzie usłyszał właśnie to zdanie o guzku, stwierdził: no tak, to przerzut, ale wcześniej czy później musiał on nastąpić. Wystarczyła mu moja krótka odpowiedź: ale przecież po to trwa leczenie - chemia, naświetlania - aby ten guzek zlikwidować. I więcej rozmów na temat przerzutów między nami nie było i nie ma. Obydwoje staramy się żyć obok choroby.
Cherri, poza wirtualnym życiem (forum, wyszukiwarki) toczy się normalne, codzienne życie. Wróć do niego, nie nakręcaj się ciągłym tworzeniem scenariuszy. Często właśnie samo życie weryfikuje te scenariusze w sposób zaskakujący.
Mam wrażenie, że często masz trudności z radzeniem sobie z własnymi emocjami, co jest doskonale zrozumiałe (przynajmniej dla mnie). Wybacz drobną sugestię z mojej strony, ale może postaraj skontaktować się z psychoonkologiem. W szpitalu, w którym leczy się Twój tato, pracuje sympatyczna, stosunkowo młoda dziewczyna.
A poza tym, czytaj raz, drugi i n-ty to, co napisała DSS, Tara, Mrakad, elab. W pełni podpisuję się pod ich wypowiedziami.
Życzę dużo siły. I nie staraj się za wszelką cenę być we wszystkim perfekcjonistką ;-)
Pozdrawiam |
|
|