1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Nowotwór drobnkomórkowy mojego Taty |
corbaa
Odpowiedzi: 61
Wyświetleń: 27100
|
Dział: Nowotwory płuca i opłucnej Wysłany: 2012-09-27, 04:28 Temat: Nowotwór drobnkomórkowy mojego Taty |
Hej - okolo 2 tygodnie temu tato stracil swiadomosc, jest na morfinie i strasznie bola go te nogi o ktorych pisalem, dzieki wam juz wczesniej postaralem sie o opieke paliatywna z hospicjum w ktorym tato jest juz na liscie i tak jakos minelo te 8 miesiecy walki ale bylo co raz gorzej - po trzeciej chemii z ojcem nie bylo kontaktu przez 1,5 miesiaca na 4 nie pojechal bo kardiolog sie nie zgodzil, kilka tygodni temu zdazylem sie jeszcze z nim zobaczyc i rozmawiac ciezko mi bylo ale teraz sie ciesze bo to przed ta cala utrata, ta zalamka w osrodku w ktorym przebywal juz sobie z nim nie dawali rady, dostal juz materac, specjalne luzko i w ciagu chwili odplynal - teraz jest w szpitalu.
Dzisiaj okazalo sie po jakims badaniu kontrastem, ze musimy amputowac mu obydwie nogi poniewaz ma kompletnie zapchane zyly az po pepek, te nieszczesne nogi wygladaja jak by nogi ludzi na zdjeciach z obozow koncentracyjnych to juz w zasadzie napewno koniec tzn. ze to ostatnia faza - lekarka dzisiaj zapedzila sie i powiedziala nam (nie jest onkologiem), ze tato ma rozsiany nowotwor po calym ciele.
Jesli nog nie amputujemy w kazdej chwili moze odejsc - jesli za to amputujemy to nie wiadomo czy w ogole przezyje tak ciezka operacje i nie ma juz najmniejszej szansy na to zeby wrocil do nas bo bedzie coraz gorzej i tylko gorzej, najgorsze jest to - ze ja mam podjac decyzje za niego, sa jeszcze jego bracia lecz to my z siostra bedziemy mieli w tej kwestji najwiecej do powiedzenia - niestety tato juz sam nie moze zadecydowac - wierzyc mi sie nie chce ze choroba mogla posunac sie tak daleko w ciagu 3 tygodni bo prawie dokladnie 3 tygodnie temu ostatni raz sie z nim widzialem.
Chcialem wam wszystkim powiedziec - ze wcale nie jestem teraz juz pewny i chyba nigdy nie bede czy ta chemia w ogole cokolwiek dala - strasznie balem sie krwioplucia i wiem ze tato takze bal sie tego - to chyba najstraszniejsze z cierpien no bo sie przeciez czlowiek dusi - jak na chwile obecna zabija go bardzo slaby stan ogolny a nie rak i wplyw chemii na organizm , nie wiem jak zadecydowac, nie wiem takze czy rzeczywiscie pomoglem mu wciskajac go na sile po tych chemiach po szpitalach przeciez od poczatku wiadomo bylo jak sie to wszystko skonczy.
Teraz spac nie moge, mysle o nim lezy tam - lekarze dali nam opcje tylko czy to w ogole wszystko ma sens czy nie - jesli nawet przezyje ta straszna amputacje to coz z tego skoro i tak juz zastrzyki dostaje i nie ma z nim kontaktu, to takie przedluzanie stagnacji kompletnie nie ma sensu - ja jutro bede glosowac za tym zeby te nogi mu zostawic w spokoju i bede sie usilnie martwic zeby spokojnie dane mu bylo odejsc.
Wedlug lekarzy moze to nastapic w kazdej chwili, ciekawe ile ten jego biedny organizm zdazy jeszcze wytrzymac, dzieki za pomoc w tej beznadzieji tego cholernego raka, duzo mi to pomoglo na poczatku kiedy sie szarpalem co robic - po przeczytaniu kilku post'ow dopiero bylem przygotowany na to ze bede musial sam sie takze przygotowac - szkoda tylko ze nie moglem wiecej zrobic i w tej chwili takze juz nic nie poradze - to dotyka z pewnoscia wiekszosc nas tutaj na forum.
P.S
Tato - 3 tygodnie temu powiedzial mi skrycie, zebym go wywiozl do szwajcarii lub holandii . Chyba przeczuwal co sie bedzie dzialo, odmowilem - zbylem go jakims zartem, ze bedzie dobrze. No to tyle chyba na temat nowotworu mojego taty i walki z wiatrakami, chcialbym teraz tylko zeby odszedl spokojnie, nie chcial bym juz wam pisac o zadnych komplikacjach chcialbym juz zakonczyc walke skoro tato juz nie daje rady .
przepraszam za haotyzm w pismie i pozdrawiam Was wszystkich . |
|
|