1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: UMIERANIE - jak rozpoznać, że to już blisko?... |
asia0602
Odpowiedzi: 124
Wyświetleń: 703138
|
Dział: Opieka paliatywna Wysłany: 2011-04-05, 09:10 Temat: UMIERANIE - jak rozpoznać, że to już blisko?... |
Witajcie
Jestem nowa choć od prawie trzech miesięcy śledze wasze posty to nie miałam odwagi się ujawnić. jestem tu z tego samego powodu co każdy zwas choroba nowotworowa dotkneła moją mamcię niestety +16.03+ zmarła żałuje tego że tak puźno trafiłam tu do was może wcześniej mogła bym jej pomuc:( Choroba zaczeła ujawniać się w sierpniu wyrzuceniem na zewnątrz na twarzy dużego "kaszaka" chirurg nie dał do badania próbki tylko od razu wyciął po zabiegu nastąpiły spuchnięte nogi dosłownie jak balony które miały by zaraz pęknąć internista twierdził że to obiawy rełmatyzmu- rełmatolog po badaniach stwierdził że to sardiokoza (choroba płuc z którą się żyje lecząc sterydami) ponieważ na usg wyszły guzki na płucach skierował nas do specjalistycznej przychodni w Warszawie- terminy odległe w listopadzie na własną rękę załatwiliśmy szpital u na w Otwocku okazało się po badanich że nie koniecznie jest to sariokoza mamaci czekała na biopsię ale niestety dostała żółtaczki mechanicznej została przewieziona na chirurgię bo stwierdzono kamienie w woreczku żółciowem gdzie to one powodowały żółtaczkę tam nic nie zrobiono czekano aż żółtaczka minie ale ona tylko się powiększała nastepnie skierowano nas do szpitala w W-wie na czyszczenie dróg żółciowych tam mmci wstawiono dwie protezy ale nikt nic nie powiedział żę to nowotwór wypisano mamcię ze szpitala w grudniu a 03.01 dostała okropnie dużej gorączki na karetkę czekaliśmy cztery godziny i znowu mama trafiła na chirurgie związku z woreczkiem żółciowym ponad dwa tygodnie leżała tam i nic nie robili tłumaczyli się tym że badania się nie pokrywają zamiast otworzyć i usuną kamienie. wkońcu 10 stycznia przewiozłam mamę z źółtaczką do szpitala na banachatam prof. Paluszkiewicz odrazu nam powiedział że to rak pencherzyka żółciowego z przeżutami do płuc i wątroby zmieniono jej jeszcze dwa razy protezy dróg żółciowych otworzono dosłownie wyrwano woreczek żółciowy ale nic więcej poniweaż już nie kwalikowała się do operacji bo organizm był strasznie zalany żółcią :(Mama nie była świadoma tej choroby ukrywaliśmy przed nią bo baliśmy się jej załamania) dopiero dwa tygodnie po operacji gdzie nogi nadal puchły i cały czas leciała żółć do woreczka z jej brzucha(miała wstawione dreny w brzuchu do spuszczania brudu z organizmu) zaczeła się niepokojc że po operacji gorzej się czuje i nic nie wiadomo musilismy jej delikatnie powiedzieć o nowotworze- i stało sie załamanie psychciczne nic jej nie cieszyło nawe opowieści o mojej córci którą uwielbiała i oddała by za niom wszystko prubowalismy wszystkiego rozmów że damy radę codzienie bylismy na zmianę przyniej od rana do puźnej nocy, a ona bidulka coraz miej siły miała nogi spuchnięte obolałe bżuch wydęty, okropne gorączki i do tego zbierała sie woda wpłucach i brak apetytu i sny o zmarłych gdzie nigy przez 56 lat nie śnili jej się bo zawsze mówiła że boj sie zmarłych.na Banach spędziła trzy m-ce z dna na dzień stawała sie smutniejsza w jwj oczach był strach przed jutrem choć starałyśmy się z siostrą ją pocieszac rozumiec rozmawiać to ona była nie obecna coraz bardziej w ostatnim tygodniu życia bardzo chciał wyjść do domu na przepustke nawet zaczoł poprawiać jej sie apetyt i samopoczucie tak jak by więcej sił miała do walki mówiła "damy radę tylko wrucę do domu i nabiore sił" (ja juz wiedziałam że zbliża się najgorsze dzięki wam gdzeie czytałam o obiawach umierania) 11.03 prof powiedział że wypiszę mamę pod koniec tygodnia bo muszą najpierw sprawdzić jak będzie ragować na plastry z morfiną- i po tej rozmowie mama znów przygasła znów wielkie bóle kroplówki plastry drgawki i senność aż w sobote 12.03 w południe zasneła i wpadła w tak zwaną śpiączkę nie ruszała się nie mówiła nie otwierała oczu tylko miała tak jakby ataki padaczki cos okropnego w tym dniu iak i w nocy była z nią moja siostra poniweaż ja mam dwów lwenią córeczkę nie mogłam spedzać nocy z mamą ale całe noce myślałąm i modliłam się. W niedzielę mama obchodziła imieniny - Bożeny- wszyscy cała rodzina rodzice jej siostra z rodzina i brat z rodzina ją odwiedzili z życzeniami ale ona nadal była w śpiączce i to raczej było porzegnanie z nimi wszystkimi jej stan się nie polepszał tylko kroplówka i morfina spała cały czas ale jak by nas słyszała trzymałam ją przez całą niedzielę i poniedziałek za rękę jak do niej mówiłam to ruszała brwiami i nieraz cos jękneła to zanczy że była w śpiączce nie mogła otworzyć oczu ale mnie słyszała razem z tatą i siostrą byliśmy całe dnie przy niej od niedzieli do środy siostra tam nawet nocowała z nią bo nie chiałyśmy aby została sama. We wtorek mamcia odzyskała przytomność miała otworzone oczy choć tylko to bo nie mówiła nie ruszała się jak by była cała sparaliżowana i było to coś w jej spojrzeniu teraz wiem co to przegnanie to słowa nie wypowiedziane że nas kocha że odchodzi i to że już nie cierpi cały wtorek była przytomna nawet coś do niej zarzartowałam a na jej twarzy jakby pojawiła sie delikatny uśmiech i łzy nie zapomne tego spojrzenia i tychsłów które wypowiedziała pierwszego dnia gdzie trafiła na Banacha nie wiedząc jeszcze co jej dolega " JA JUŻ Z TEGO SZPITALA NIE WYJDĘ" pamiętam bo ja wiedziałam ochorobie spojrzałam na mame i powiedziałam nie mów tak zrobie wszystko a będzie dobrze:( Niestety nie zrobiłam) w środę 16.03 o godz. 07.40 zmarła akurat ja z tata wysiedliśmy z widy siostra siedziała po nocy z pędzonej z nią na cholu bo pielengniarka ją wyprosiła aby mmie opatrzyć odleżyny i tylko doszliśmy do siostry pielegniarka wyszła i powiedziała że mama odeszła..... tak chciała abyśmy byli przy niej ale nie za blisko. jeszcze dwie godziny po śmierci siedzieliśmy z nia w sali trzymałam ją za rękę głaskałam i muwiłam z nadzieją że się obudzi że to tylko zły sen ale to nie sen choć do dziś twierdze że jestem w jakimś śnie z którego się nie mogę obudzić wchodząc do rodziców do domu widze ją czuje i słyszę jej żeczy które zostawiła w listopadzie nadal leżą tak jak zostawiła i pewnie długo będą leżeć bo nie chcemy niczego po niej sprzątać.Dziękuje wam dzięki waszemu forum mogliśmy przy niej być do końca. |
|
|