1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Nie umiem sobie poradzić po śmierci taty |
SlowMan
Odpowiedzi: 5
Wyświetleń: 9121
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2018-05-21, 20:08 Temat: Nie umiem sobie poradzić po śmierci taty |
Witam, bardzo dziękuję za odpowiedź, dzisiaj już chyba 4 razy płakałem, ciągle to samo czuje się jakbym przechodził to ponownie, całą chorobę taty, każdy temat to zatyka mnie momentalnie i łzy same cisną się do ust.
Próbowałem wszystkich metod, o których pisałaś takich "domowych". Moim zdaniem spowodowały jeszcze więcej strat, bo dodatkowo martwię się innymi jeszcze a nie tylko sobą. W sumie to teraz jestem na etapie złości na siebie, że boje się że naprawdę znów kogoś stracę, że ktoś powie " a radź sobie sam". Kolejna strata... Już sam nie wiem, co robić w takim wypadku. |
Temat: Nie umiem sobie poradzić po śmierci taty |
SlowMan
Odpowiedzi: 5
Wyświetleń: 9121
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2018-05-21, 16:10 Temat: Nie umiem sobie poradzić po śmierci taty |
Witam wszystkich forumowiczów mam 29 lat, zdecydowałem się tutaj napisać, bo szukam jakiejś pomocy, porady. Na 29 maja będzie 2 miesiące jak zmarł tata. Stało się to nagle, rak jelita grubego z przerzutami i zablokowanie jelita, operacja wyłonienia stomii, zator płucny, który go ostatecznie zabił. Wszystko to stało się przed świętami. Ostatnie 3 tygodnie tata spędził w szpitalu, gdzie dużo się nim zajmowałem, miałem urlop, pomagałem ze wszystkim, w tych chwilach najbardziej się z nim zżyłem i do samego końca wierzyłem że wyjdzie do domu z tego. Leczył się 9 miesięcy, ale rak nie dawał żadnych szans. Ze względu na swoje zdrowie (jestem po dwóch operacjach serca, nadciśnienie), w ostatnim dniu po wejściu do pokoju taty od razu przewieźli mnie na izbę przyjęć z ciśnieniem. A mnie sparaliżowało...
Za chwile miną 2 miesiące od śmierci, a ja jestem w totalnej rozsypce, chodzę do pracy, ale to bardziej wegetacja, a nie życie. Najgorszy jest strach przed kolejną utratą, który powoduje u mnie tak negatywne emocje, że niszczę wszystkie relacje z bliższymi mi osobami. Dlaczego, dlatego, że boje się, że np ich gorszy dzień to oznaka końca znajomości, że już ich nie będzie tak jak taty... Że też mnie zostawią jak tata...
Niestety temat dziewczyny jest dość ciężki, ze względu na kilka odrzuceń, nie chcę dodawać sobie dodatkowych emocji do siebie. Utrzymuję znajomość od 10 miesięcy z koleżanką z pracy, jakieś wspólne wyjścia, imprezy ale nie potrafię się jeszcze przełamać, więc jestem singlem. Zostają przyjaciele. Zwłaszcza jeden, który przechodził ze mną przez to całe piekło choroby taty, z którym tak się zżyłem, że cały czas się boję sytuacji jak z tata, każdy gorszy dzień, prośba o czas dla siebie odbieram jako stan w którym już więcej go nie zobaczę. Jak taty... Po 9 miesiącach wsparcia, wyrzekania się swoich planów i bycia pod telefonem ma mnie dość, bo tak potrafiłem dać się we znaki. Co ciekawe, dalsi przyjaciele mają spokój ode mnie, z nimi tak tego nie przeżywam. Po prostu wizja podwójnej straty, taty i przyjaciela wraz z ogromnym strachem paraliżuje mnie.
Miałem dwa dni mocnego podejścia do reorganizacji życia i teraz jest jeszcze gorzej, spadłem z wysokiego konia. Najbardziej poprzestawiało mi się, jak mamę odwiozłem w zeszłym tygodniu do szpitala, do tego stopnia, że nie dałem pracować, wziąłem dzień wolnego i wszystko uderzyło ze zdwojoną siłą we mnie. Od tego momentu nie potrafię się pozbierać jeszcze bardziej. Interesowałem się grupami wsparcia, ale dopiero w poniedziałek kolejny będzie kolejne spotkanie. Ja już nie wiem co ze sobą robić. Każdy aż tak to przeżywa? |
|
|