1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: nowotwór a libido |
Killerka_Anarchisty
Odpowiedzi: 16
Wyświetleń: 14059
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2010-07-09, 13:40 Temat: nowotwór a libido |
Z różnych, niestety losowych przyczyn, do WCO idę dopiero w poniedziałek. Mam nadzieję, że coś to pomoże. Nie mogę się jednak pozbyć uczucia, że boję się tej wizyty. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje... Paranoja jakaś... Przecież pani psycholog nie gryzie... |
Temat: nowotwór a libido |
Killerka_Anarchisty
Odpowiedzi: 16
Wyświetleń: 14059
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2010-06-20, 18:07 Temat: nowotwór a libido |
DSS!
Tak. Nadal. Do końca przyszłego tygodnia. Teraz biorę 4 mg, co drugi dzień. Czy to całe moje samopoczucie może być związane z lekami? Może ten psycholog to zły pomysł... |
Temat: nowotwór a libido |
Killerka_Anarchisty
Odpowiedzi: 16
Wyświetleń: 14059
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2010-06-20, 10:17 Temat: nowotwór a libido |
Jogi!
Staram się dla niego robić jak najwięcej. Ale to nie w tym rzecz. Problem tkwi w tym, że ja nie potrafię sobie z tym wszystkim poradzić. Myślałam, że po operacji wszystko będzie tak samo, jak było. A okazało się, że wcale nie jest. Nie czuję się atrakcyjna, ładna. Wszystko mnie irytuje. Nie potrafię dojść ze sobą do ładu. I jeszcze te wszystkie niewiadome...Dlaczego tak się dzieje?! Już o seksie nawet nie wspominam...
W poniedziałki są spotkania w gdańskim WCO z psychologiem... Może rzeczywiście się tam wybiorę... |
Temat: nowotwór a libido |
Killerka_Anarchisty
Odpowiedzi: 16
Wyświetleń: 14059
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2010-06-16, 22:12 Temat: nowotwór a libido |
To zabawne, bo jakiś czas temu chciałam założyć podobny wątek
Jestem po operacji ponad miesiąc czasu. I do tej pory walczę z dokładną diagnozą. Niemniej jednak, mogę powiedzieć, że walczę z nowotworem.
U mnie problem polega na tym, że chyba do końca nie potrafię się "ogarnąć". A to pociąga za sobą wiele rzeczy. Między innymi to, że kompletnie nie mam ochoty na "TE" sprawy. Mój narzeczony troche nie wie o co mi chodzi. A ja nie bardzo wiem jak mam z nim porozmawiać. No bo przecież w gruncie rzeczy wszystko jest w porządku. Wszystko się ładnie goi po operacji. Poza tym nie należę do grupy "kobiecych" nowotworów. Ale...
No właśnie! Nie potrafię do końca powiedzieć w czym tkwi problem. Ale problem jest. I wkurza mnie strasznie, że nie wiem jak go określić ani jak sobie z nim poradzić. W ogóle ostatnio zrobiłam się straszną zołzą. Myślałam już nawet o jakimś psychologu albo o jakiejś grupie wsparcia... Ale tego też nie jestem pewna...Może Wy Kochani coś poradzicie... |
|
|