Kochani właśnie wróciłam do domu po 8 tygodniach na radioterapii w Gliwicach, przygotowując mnie do niej i ustalając plan leczenia rokowano źle, kiedy usłyszałam o skutkach ubocznych to podłamałam się, lekarz twierdził, że w moim przypadku wszystko jest możliwe.
Jestem po rekonstrukcji kawałka tchawic wolnym płatem i szkieletem biodegradowalnym w wyniku nacieku po 10 latach raka brodawkowatego tarczycy. Po operacji została mi rurka tracheotomijna, którą radiolodzy postanowili zostawić aby osłaniała przeszczepiony płat.
Idąc do szpitala postanowiłam, że na złość lekarzowi, który przygotowywał mnie do radioterapii i nie był empatyczny (delikatnie powiedziane), żę zniosę dobrze naświetlania. I tak się stało. Zabezpieczyłam się od początku caphosolem - na ślinę i rozpoczęłam lampy.
Do 25 lampy czułam się nieźle: jadłam wszystko z owocami włącznie, dużo spacerowałam ponieważ pogoda dopisywała. W czasie lamp wyobrażałam sobie wymarzone miejsce, modliłam się i liczyłam dzwonki, wiedziałam, że po 11 koniec. Wracałam z lamp tanecznym krokiem przy dźwiękach puszczanej muzyki i cieszyłam się, że pokonałam wroga.
Zaczynałam się wręcz martwić czy lampy skutkują skoro tak dobrze się czuję, miałam wprawdzie drobne zmiany w buzi i pod koniec trochę problemów z przełykaniem, a po 30 lampie odczyn popromienny na szyi, ale to w porównaniu objawami kobiet z sali to było bardzo dobrze. Nie brałam leków przeciwbólowych i sterydów. Koleżanki z sali miały całą gamę objawów, próbowały mówić, że one to mają i mnie to czeka, ale zawsze zaprzeczałam.
Kiedy miałam zły dzień oglądałam komedię, słuchałam n nagrane na mp3 wszystkie pozytywne i ulubione piosenki i książki przy których zasypiałam. Na gorsze dni balsam do ciała z gorzkiej czekolady, po którym można siebie zjeść. Córka pomalowała mi każdy paznokieć u nóg na inny kolor, patrząc na nie uśmiechałam się. I wsparcie rodziny bardzo wiele znaczyło.
Kłopot największy to była rurka, która wysychała podczas naświetlań i drażniła okropnie do ataków łez i suchego kaszlu miała być 3 tygodnie po operacji wyjęta, a już mam ją prawie 6 miesięcy (ale już niedługo wyciągną).
Tym postem chciałam powiedzieć wszystkim, którzy się boją, że bardzo dużo zależy od nas, nastawienia.
Spotkałam kobietę. która miała wszystkie objawy uboczne jakie są możliwe przy naświetlaniu głowy i szyi, ale poddawała się i uważała że będzie je mieć na pewno.
Dużo zależy od organizmu, ale od wiary i nastawienia również.
8 tygodni zleciało w miarę szybko , najgorsze są ostatnie dni, bo "głowa" już jest w domu.
Tak więc trzymajmy się się i nie dajmy się.