Wczoraj wlasnie wieczorem, mój brat był z psem, wujkiem i wnuczką wujka na dworzu.
Psa ugryzł inny pies, na początku nie wiedzieli czy to cos powaznego, ale ja w minutę zorientowałam się, ze jest ciężko. Najgorsze jest to, że wczoraj po 21 nie było w moim miescie żadnego dostępnego weterynarza, piesek się wykrawiał i piszczał z bólu na rękach mamy, wykręcał się. Dopiero po 3 godzinach trafilismy na miłego człowieka, który nam udzielił pomocy, ale było za poźno - piesek zdechł na oczach mojej Mamy i męża.
To wydarzenie spotęgowało nasz ból - nie mogłam spać całą noc, cały czas widzialam tą mordkę mojego psiaka i slyszałam jego piski. To jest nic w porównaniu z odejsciem mojego Taty, ale gdy się te dwie rzeczy zbiegly to dały mocnego kopa w dół.
Moja mama jest słaba strasznie dzisiaj, to znowu na jej oczach i rękach odszedł członek rodziny - bo nasz pies był przez 15 lat taką naszą dodatkową duszyczką - nie bylismy jakimiś fanatykami w tym temacie, ale po prostu piesek, był dla kazdego jakiegoś rodzaju radością, który przychodził przymilić się, pomerdał ogonkiem. Tata do końca poznwał tylko naszego pieska, który jak bylismy z Tatą, zawsze leżał na podłodze i czuwał z nami
Mama nie ma siły dziś, bo własnie ten ból psa i ten widok ją przytłoczył, piesek miał być jej przyjacielem w domku jak bedzie sama
Mówię Mamie, choć sama jestem już slaba, ze piesek byłby coraz słabszy i tak, bo był stary, a dodatkowo teraz bedzie mogła ruszać w podróże, bo nie bedzie musiała oglądać się na pieska.
Ale mama mówi, że wtedy by nie musiała patrzeć jak on tak się męczy. Na Tatę musiała ze mną patrzeć i pomagać Tacie i na koniec równiez pieskowi bezbronnemu
Mama mówi: odszedł Tata a jeszcze dodatkowo piesek, że jej już nic w domu nie zostało.
Dodtakowo moj brat pozostawia wiele do życzenia i również On jest tu przyczyną dzisiejszego złego samopoczucia.