A tak na marginesie, bo może nie powinnam, ale zresztą co mi tam.
W ostatnim etapie choroby korzystaliśmy z fundacji "Pro salute" (woj. śląskie) i obym jak najmniej miała w swoim życiu styczności z takimi ludzmi!!
Nie będę podawała nazwisk bo nie o to chodzi, ale zero porozumienia lekarz - pielęgniarka, lekarz na tydzień przed śmiercią taty przepisał lekarstwa za bagatela 400zł, jasna jak najbardziej byleby pomogły, po czym na drugi dzień (lekarstwa juz wykupione rzecz jasna) przyjeżdża pielęgniarka i mówi ze tego tacie nie poda bo sie boi???!!! Tłumaczymy z mamą, że przecież to pan dr... przepisał, na co ona: wiecie Państwo TEN lekarz pracował kiedyś w szpitalu, a te lekarstwa stosuje się tylko w lecznictwie szpitalnym
meksyk na kółkach. Dodatkowo pytam się co jest tacie, na co on - właściwie nie wiem, nie obsłuchał, nawet do taty nie zajrzał.
Do końca pomagała nam jedynie zaprzyjaźniona lekarka z hospicjum Cordis, i dzięki niej mieliśmy kondensator tlenu itp.