1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Rak jelita grubego, meta do wątroby
Autor Wiadomość
ada1223 


Dołączyła: 04 Mar 2011
Posty: 37
Skąd: łódź

 #1  Wysłany: 2011-08-18, 17:23  


Witajcie, my zmagamy się z chorobą taty od 2 lat. Tata ma 59 l. raka jelita grubego z przerzutem na watrobę. Miał radioembolizację guza wątroby u dr. Piaseckiego na Szaserów. Niestety nic to nie pomogło. Obecnie zmagamy się z żółtaczką. Jutro ma mieć usg, żeby ocenic czy da sie zrobić drenaż. Jestem załamana. Tata ciągle mysli, że wszystko ma usunięte i będzie ok. To okropne. Czy ktoś może powiedzieć, jeżeli żółtaczka jest na tle miązszowym a nie uciskowym to ile czasu mu zostało, co robić?

[ Komentarz dodany przez Moderatora: absenteeism: 2011-08-18, 17:28 ]
Zgodnie z Regulaminem post wydzielony do osobnego wątku.

 
harpiatoja 


Dołączyła: 29 Lip 2011
Posty: 186
Skąd: gliwice
Pomogła: 22 razy

 #2  Wysłany: 2011-08-18, 18:04  


Witaj ada1223, sytuacja mojej koleżanki jest podobna. Jak Twój Tatuś zmaga się z rakiem jelita grubego (konkretnie esica), ma przerzuty do wątroby. Choruje od listopada zeszłego roku. Ma 45 lat. Teraz okazało się, że dopadł ją drugi, niezależny (to nie przerzut) nowotwór jajnika... :uuu: Nie ma jeszcze widocznej żółtaczki, ale wszystko wskazuje, że to przed nami; rośnie bilirubina...Możesz przeczytać o tym wszystkim w moim wątku (nowotwór esicy)
Myślę, że nikt nie potrafi określić ile czasu Wam pozostało, tego się nie da przewidzieć. Na pewno jeśli zamieścisz więcej konkretów (wyniki badań), obecne na tym forum życzliwe dusze odpowiedzą na wiele Twoich pytań. Pewnie kłębią Ci się w głowie...Twoim zadaniem jest teraz wsparcie dla Taty i dbałość o jego komfort. Jeśli chodzi o wsparcie dla Ciebie, tutaj jest gro wspaniałych ludzi, którzy nie zostawią Cię samej sobie. Życzę Tobie, a przede wszystkim Twojemu Tatusiowi siły w dalszej walce. Pozdrawiam serdecznie :)
 
ada1223 


Dołączyła: 04 Mar 2011
Posty: 37
Skąd: łódź

 #3  Wysłany: 2011-08-18, 23:34  


bardzo dziękuje za wsparcie, to jest takie straszne, że nie moge spać.
 
harpiatoja 


Dołączyła: 29 Lip 2011
Posty: 186
Skąd: gliwice
Pomogła: 22 razy

 #4  Wysłany: 2011-08-19, 00:22  


Na wsparcie zawsze możesz tutaj liczyć, i na dobre rady również. Sama chorowałam (ale to już Wiesz ;) i mam świadomość co znaczy wiedzieć, że jest ktoś obok. Mój Tatko zmarł w wieku 55 lat (dosyć nagle na chorobę serca). Wiem co czujesz, choć my nie spodziewaliśmy się tej śmierci. Sztuką jest teraz wykorzystać ten pozostały (oby jak najdłuższy) czas jak najlepiej. Zresztą to prawda, że wiara w wyzdrowienie czyni cuda. Każdy przypadek jest inny, statystyki dawno już nie trafiają mi do przekonania. Napisz, jak się teraz czuje Tata?
 
ada1223 


Dołączyła: 04 Mar 2011
Posty: 37
Skąd: łódź

 #5  Wysłany: 2011-08-19, 23:46  


tata dziś miał usg i niestety drenaż nie jest możliwy, żółtaczka jest na tle miązszowym. Zrobiły się nowe zlewające guzy na wątrobie, które przestaje pracować. Tata o wszystkim się dowiedział, do tej pory myślał, że będzie dobrze. Dziś był jeden z tych najgorszych dni w moim życiu. Trochę już ich było. Tata płakał i nie chciał z nikim o tym rozmawiać, mama też płakała. Ja już dziś padam. Mój syn skończył dziś 9 lat i dziadek przyjechał na urodziny. Przydałaby się rada psychologa jak dalej rozmawiać z tatą, jak ja mam sie pozbierać? Od 2 lat znam rozpoznanie i wiem, że kiedyś przyjdzie kres, ale teraz właśnie po całej tej walce jestem wyczerpana i uważam, że świat jest niesprawiedliwy i czasem wydaje mi się, że to wszystko nie ma sensu... :cry:
 
harpiatoja 


Dołączyła: 29 Lip 2011
Posty: 186
Skąd: gliwice
Pomogła: 22 razy

 #6  Wysłany: 2011-08-20, 00:26  


Czekałam na wieści od Ciebie. Pomimo wszystko myślałam, że będą lepsze... :uuu:
Jeśli chodzi o radę psychologa, sądzę, że to dobry pomysł-i dla Ciebie i dla Taty. Co powiedzieli lekarze, czy przewidują jeszcze jakieś działania? Macie z nimi dobry kontakt, bo różnie to bywa...Jesteście pod opieką hospicjum? Gdzie się leczycie? Ściskam
 
krado 


Dołączyła: 02 Lip 2011
Posty: 128
Pomogła: 7 razy

 #7  Wysłany: 2011-08-20, 01:18  


u nas to samo - rak jelita grubego - rozsiew wewnątrzbrzuszny , tata myslał że bedzie ok a niestety.....coraz bardziej boli , powiedział że pogodził się ze śmiercią ale boi się bólu , tylko czy ze śmiercią idzie sie pogodzić ?? zadaje mi pytania ciekawe jak długo jeszcze bede się męczył a co ja mam mu odpowiedzieć , wiem co przezywasz bo ja mam w domu to samo , nie mogę patrzec jak tatę boli a ja nie mogę mu pomóc , w tej chwili jest jeszcze na tramalu , ale boję się mysleć co dalej - ściskam serdecznie
 
Ddorota 


Dołączyła: 24 Sty 2011
Posty: 42
Skąd: warszawa
Pomogła: 7 razy

 #8  Wysłany: 2011-08-20, 15:41  


Witajcie Dziewczyny,
nie wiem czy to, co chcę napisać Wam pomoże, ale przynajmniej spróbuję...
12 sierpnia 2011 po półtora roku walki z rakiem odszedł mój kochany Mąż, miał tylko 52 lata, wczoraj Go pożegnaliśmy... miał to samo co Wasi Ojcowie, ale jeszcze kiedy czuł się w miarę dobrze, chociaż było to już po nieudanej próbie operacyjnego usunięcia przerzutów (bardzo zresztą licznych) na wątrobie, ustaliliśmy jedną ważna dla nas rzecz - mianowicie że nie chcemy ostatnich dni przeżywać szarpiąc się o każdy dzień, kolejny oddech... będąc z dala od domu... w szpitalnym łóżku, obcym środowisku... w kwietniu tego roku obiecałam Mu, że będę z Nim razem, do samego końca... u nas w domu...
Kiedy przyszedł ten trudny czas przechodzenia bardzo się bałam czy dam radę... ale dobry Bóg tak cudownie to sprawił, że były z nami nasze dzieci, syn z narzeczoną i córka i razem przez to przeszliśmy. to nie był łatwy czas, ale uwierzcie mi - ten czas był czasem pięknym - kiedy byliśmy wszyscy razem przez cały tydzień, masując, smarując, zmieniając plastry przeciwbólowe... trzymając za rękę... a kiedy otwierał oczy to mówiliśmy - śpij sobie spokojnie... jesteś w domu... śpij... jesteśmy z Tobą... jak się obudzisz to nie będzie cię już nic bolało, jak się obudzisz to znów będziemy razem... a On uspokojony zasypiał...oddychaliśmy razem z Nim powoli, żeby nie bał się coraz krótszego oddechu. Kiedy chciał usiąść, wyglądało to jak obsługa bolidu formuły 1, ja brałam za jedną rękę, syn za drugą, córka opuszczała nogi a narzeczona syna unosiła głowę na poduszce, żeby nie dotykać obolałych pleców rękoma... trwało to sekundę i już siedział. I kiedy wyciągnął rękę dając znać że chce się podnieść tak właśnie zrobiliśmy a On siadając odchylił głowę i to już był koniec Jego wędrówki ... odszedł w ramionach swoich najbliższych... tych, których tak bardzo kochał...
dlaczego o tym wszystkim tu piszę? może chcę pomóc sobie? przecież to wciąż tak boli... ale chcę też Wam powiedzieć żebyście nie bały się być ze swoimi najbliższymi w tym najtrudniejszym momencie. jest to czas kiedy Oni nas potrzebują i dla Nich musimy być silni i spokojni, żeby się nie bali i nie byli przerażeni tym, co dzieje się z Nimi dzieje...

sama nie wiem, może to zupełnie nie w tym miejscu powinno się o tym pisać...
życzę Wam Dziewczyny dużo siły, cierpliwości i miłości do waszych Najbliższych...
Dorota
_________________
ddorota
 
ada1223 


Dołączyła: 04 Mar 2011
Posty: 37
Skąd: łódź

 #9  Wysłany: 2011-08-20, 17:10  


Właśnie wróciłam od taty, jestem załamana, mama mowi, że jak on umrze to ona też nie chce żyć. Ja nie wiem co robić. Staram, się ich wspierać i być z nimi. Mam siostrę ale ona mieszka w UK. Mam też dzieci i pracę. Czuję się jak w potrzasku. Pozdrawiam wszystkich serdecznie.
 
harpiatoja 


Dołączyła: 29 Lip 2011
Posty: 186
Skąd: gliwice
Pomogła: 22 razy

 #10  Wysłany: 2011-08-20, 17:32  


ada1223, jeśli Masz siłę opisz pokrótce historię choroby Tatusia. Tak trudno rozmawiać z kimś nie znając szczegółów, wyników badań itp. Może jest gdzieś ktoś, kto przeżywa teraz to co Ty, może ktoś zna jeszcze jakieś sposoby na pomoc Twojemu Tacie.Trzeba pytać, próbować, póki Tata żyje nadzieja nie umarła...Może da się jeszcze wykrzesać w Was moc do walki?
Pięknie napisała Ddorota; pomimo okrutnej rzeczywistości, cierpienia z powodu odchodzącej bliskiej osoby, potrafi w całej tej sytuacji zdobyć się na odrobinę optymizmu i zadowolenia z tego, iż dała radę uczynić dla swego ukochanego Męża te ostatnie chwile spokojnymi i pełnymi miłości. Sądzę, że to bardzo ważne mieć poczucie, że zrobiło się wszystko dla kochanej osoby i było się z nią (a nie tylko obok) aż do samiutkiego końca.

[ Dodano: 2011-08-20, 17:39 ]
Minęły nam się posty...Wygląda na to, że to na Tobie spoczywa ogarnięcie i uporządkowanie tej całej sytuacji. Tato nie może wiedzieć o tym, że Ty czy Twoja mama jesteście załamane!!!
A siostra? Pomimo odległości nie może Wam pomóc?W jakim wieku są Twoje dzieci?Buziaki
 
ada1223 


Dołączyła: 04 Mar 2011
Posty: 37
Skąd: łódź

 #11  Wysłany: 2011-08-20, 22:36  


Rozpoznanie choroby miało miejsce 2 l temu, tata był słaby zmęczony i kasłał. USG wykazało jakąś zmiene na wątrobie, lek twierdził, że to przerzut zaczęło się szukanie ogniska pierwotnego, okazało się, że to jelito grube. Udało się usunąć guza bez przetoki, cieszyliśmy się, żyliśy nadzieją, że guza z wątroby da się usunąc, potem rok chemii ciągle co 2 tyg wlewy dożylne. Jednak guz nie reagował tylko rósł. Zaczęłam szukać ratunku w stolicy, dr Piasecki zakwalifikował do radioembolizacji, dwa zabiegi, jednak to też nic nie pomogło, nastąpiło załamanie, chemia nie działa, radioemb. nic nie pomogła, co dalej, znalazłam w Łodzi prof Strzelczyka, powiedział, ze to pojedyńcza zmiana i da się usunąć, jednak jak otworzył tatę okazało się ze nie moze usunąc jednego płata, na ktorym jest guz bo drugi jest za mały, więc wykonał wstępny zabieg podwiazania zyly wrotnej zeby drugi plat urosl. za 2 mc wlasciwy zabieg, mieli odstapic od operacji guz wielkosci glowy noworodka, jednak usuneli, za to zrobil sie ropien i po usunieciu tegoz ojciec prawie niezszedl. po 2 mc wyszedl ze szpitala, tzn powiedzieli, ze jezeli chcemy zeby umarl w domu to nalezy go zabrac, ledwo udalo nam sie go dowiezc do domu w takim byl stanie. to było na koniec maja. lek powiedzial ze pozyje mc gora dwa. teraz koniec 3 mc. Ale ta zoltaczka. lekarka z hospicjum powiedzial ze to jego ostatnie chwile.
 
harpiatoja 


Dołączyła: 29 Lip 2011
Posty: 186
Skąd: gliwice
Pomogła: 22 razy

 #12  Wysłany: 2011-08-21, 00:11  


Nie za bardzo chyba zrozumiałam, tzn usunęli guza, ropień, czy to i to? Jak teraz kształtują się parametry krwi Taty? Jak wyglądają wartości ALAT ASPAT i bilirubina? W jakiej teraz jest kondycji fizycznej, jak z apetytem? Trzymajcie się
 
ada1223 


Dołączyła: 04 Mar 2011
Posty: 37
Skąd: łódź

 #13  Wysłany: 2011-08-21, 10:06  


guz usuneli i ropień tez, ale juz ma nowe ogniska meta (do 6 cm) w watrobie, zlewajace sie, bilirubine ostatnio mial powyzej 3, morfologia ogolnie nienajgorsza, alat i aspat niepamietam dokladnie, ale podwyzszone, jak bede u nich dzis to zajrze i napisze, ma niezagojona rane po ropniu, lekarz powiedzial, ze sie juz nie zagoi, uzywa plastry przeciwbolowe i tabletki z morfiny, duzo spi, jest obolaly ma zaparcia, jest zolty, słaby, bardzo sie meczy. szykuje sie i zaraz jade. Pozdrawiam.
 
harpiatoja 


Dołączyła: 29 Lip 2011
Posty: 186
Skąd: gliwice
Pomogła: 22 razy

 #14  Wysłany: 2011-08-21, 20:39  


Rzeczywiście, z tego co napisałaś sprawy bardzo źle się mają. Niestety podwyższona bilirubina jest zabójcza dla organizmu na dłuższą metę, i te nowe przerzuty nie wróżą nic dobrego. Skupiłabym się w tym momencie na tym, aby jak najbardziej ulżyć Tacie w cierpieniu. Opowiedziałabym mu o tym co do niego czuję i ile dla mnie znaczy, starając się nie okazywać rozpaczy...Wiem, łatwo jest komuś radzić nie będąc w podobnej sytuacji. Ale ja także boję się, że to wszystko co spotyka teraz Twojego Tatusia będzie przechodzić niedługo moja koleżanka...Koleżanka to nie rodzic, ale ja po prostu się...boję. Nie jestem w stanie wobec tego nawet trochę ogarnąć co Wy czujecie.
Nigdy się nie spotkałyśmy, ale Wiedz, że Wasz los nie jest mi obojętny. Od kiedy sama chorowałam moje spojrzenie na wiele spraw bardzo się zmieniło. Napisz coś o tych wynikach badań. Mam znajomego hepatologa, może nie jest tak strasznie źle? Ściskam
 
ada1223 


Dołączyła: 04 Mar 2011
Posty: 37
Skąd: łódź

 #15  Wysłany: 2011-08-21, 21:29  


nie moglam znaleźć tych ostatnich wyników a najswiezsze sa u onkologa, ale wszyscy mowią, ze juz nie mozna wiecej nic zrobic. Od 2 dni siedze z tata i spisujemy historie jego przodkow. Jutro niestety musze isc do pracy. Ale po jade do nich z dziecmi, dobrze ze jeszcze wakcje. Syn ma 9 lat i idzie do 3 klasy a corka 3 latka. Troszke sie uspokoilam dzis. Tylko trudno mi sie z tym wszystkim pogodzic. Jak przeczytalam posta ddoroty to sie poplakalam. to okropne.wiadomo, ze kazdy kiedys umrze. Ale jeszcze za wczesnie. Dziekuje Ci harpiatoja za wsparcie. Potrzebuje jeszcze rady psychologa.Ale nie wiem do kogo tu napisac?
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group